X4L - wzmacniacz z DSP z serii X
Biznes „nagłośnieniowy” – w porównaniu z innymi dziedzinami techniki (np. przemysłem samochodowym, czy ...
Czas zakończyć ten już dość przydługawy cykl artykułów o omikrofonowaniu fortepianu. W poprzednim numerze dość szczegółowo zajęliśmy się kwestią doboru mikrofonów i ich pozycji przy nagrywaniu fortepianu – np. w studiu, ale nie tylko. Nieco innymi kryteriami niż w studiu będziemy kierować się przy doborze mikrofonów i ich usytuowania w sytuacjach nagłośnieniowych. I tej właśnie tematyce poświęcimy ostatni artykuł z cyklu „jak omikrofonować i nagłośnić (wreszcie) fortepian”.
Na początek przypomnijmy – o czym pisałem w poprzednim numerze – wypunktowane kwestie, które musimy wziąć pod uwagę dobierając mikrofony i ich pozycje:
1. Jak głośny musi być fortepian na scenie? (obejmuje to możliwości monitorów na scenie)
2. Jak głośny musi być fortepian na widowni?
3. Jaka jest natura akustyki na scenie?
4. Jaka jest akustyka widowni?
5. Ile i jakich instrumentów znajduje się na scenie? I jak głośne są one akustycznie lub elektrycznie?
6. Jak dużo wzmocnienia dźwięku zaakceptuje artysta?
7. Jak głuchy/utalentowany/doświadczony (niepotrzebne skreślić) jest artysta?
8. Jaki typ muzyki ma być grany – czy mówimy o klasycznym recitalu czy o akompaniamencie i w jakim stylu muzycznym?
9. Jaki jest budżet i czas na przygotowanie produkcji?
10. Twój poziom wiedzy i doświadczenie?
11. Jakość dostępnego zestawu nagłośnieniowego?
12. Nieznane (osoba strojąca fortepian, organizatorzy imprezy, supporty, transmisja radiowa/telewizyjna, pogoda itp.)?
Ostatnio (czyli w studiu) część z tych pytań nie miała dla nas praktycznie żadnego znaczenia (1, 2 i 11). Teraz (rozpatrując fortepian na scenie) już nie możemy ich pominąć, z kolei inne przestają nabierać w tej sytuacji większego znaczenia (np. 3 i 4). Kluczowe natomiast, oprócz oczywiście uzyskania możliwie jak najwierniejszego, albo przynajmniej dobrze współgrającego z ogólnym miksem brzmienia, stają się kwestie uzyskania odpowiedniej głośności na widowni i – co przeważnie trudniejsze – na scenie, z odpowiednim odstępem od sprzężeń. No, to w takim razie zaczynamy.
Nowy ATM350 dysponuje m.in. uchwytem AT8491P, wyposażonym w silny magnes z metali ziem rzadkich, dając możliwość pewnego zainstalowania mikrofonu wewnątrz fortepianu.
NAGŁAŚNIANIE FORTEPIANU SOLO
W takiej sytuacji bliżej nam do tego, o czym pisaliśmy w grudniowym numerze, niż do aplikacji stricte nagłośnieniowych. Oczywiście musimy wziąć pod uwagę, iż nawet jeśli pianista nie korzysta z żadnego odsłuchu (bo też i po co – fortepian to wystarczająco „mocny” instrument, aby siedząc za jego klawiaturą słyszeć go odpowiednio głośno „z powietrza” – szczególnie przy otwartej lub choćby półotwartej pokrywie) w niedalekim sąsiedztwie znajdować się będzie jakiś system nagłośnieniowy (czego w studiu nie mieliśmy), który przy nieumiejętnym omikrofonowaniu będzie powodował koszmarne sprzężenia. W znakomitej więc większości przypadków odpada zbieranie fortepianu za pomocą pary (czy jednego) mikrofonów z dalszych planów, szczególnie o charakterystyce dookólnej. Musimy się więc raczej nastawić na zbieranie z bliskich planów, raczej za pomocą mikrofonów kierunkowych. W sytuacji gdy mamy fortepian solo lub grający na stosunkowo cichej scenie można zastosować taką metodą, którą kiedyś na łamach czasopisma Live Sound International opisał Jack Alexander, nazywając ją
METODĄ LEWISA
Bierzemy Sennheisera 421 na dobrym trójnożnym statywie, upewniamy się, że mikrofon jest ustawiony równolegle do sceny w odległości 2 mm od wysoko otwartej pokrywy, nad strunami wysokich dźwięków. Opcje ustawienia mikrofonu ograniczać będzie geometria zarówno fortepianu jak i samego statywu, ponieważ istotne jest, aby ani mikrofon, ani kabel, ani statyw nie dotykały fortepianu. Trzeba poświęć trochę czasu, aby upewnić się, że mikrofon jest najbliżej jak to możliwe pokrywy, a otrzymamy niesamowicie naturalny dźwięk.
FORTEPIAN NA GŁOŚNEJ SCENIE
Gdy fortepianowi towarzyszą na scenie głośne instrumenty i/lub grają mocno odkręcone monitory omikrofonowanie z dalszych planów, czy nawet bliższych (ale z odległości co najmniej kilkunastu centymetrów od strun) nie zdaje egzaminu. Co wtedy?
Spróbujmy ułożyć kawałek gąbki/pianki na brzegu drugiego lub trzeciego (w zależności od fortepianu) otworu dźwiękowego – przypomnijmy, są to otwory w metalowej płycie dźwiękowej wewnątrz instrumentu. Ustawiamy mikrofon na krawędzi gąbki/pianki, przymocowujemy taśmą, wyprowadzamy kabel z tyłu fortepianu, nie pozwalając mu ani taśmie dotykać strun. Działa przy otwartej, przymkniętej oraz zamkniętej pokrywie.
Co prawda metoda ta nie oddaje w pełni drobnych niuansów brzmieniowych ani pełnego ciśnienia akustycznego, nie można też za jej pomocą nagłośnić fortepianu w stereo lub wielokanałowo, a także nie spodziewajmy się powalającego poziomu dźwięku w monitorach. Jednak na przodach instrument zabrzmi faktycznie jak fortepian, bez konieczności uciekania się do radykalnych ustawień EQ. Metoda działa z mikrofonami SM57 (nie z Betą), Audix i5, 414-tką Sennheisera, Neumann KM 84 – i nie tylko (sprawdźcie sami swój ulubiony przetwornik).
DOKŁADAMY MIKROFONY
Chcąc uzyskać bardziej wierne brzmienie i/lub mocniejszy sygnał w głośnikach czy – co ważniejsze – monitorach możemy rozbudować nasz set mikrofonowy o kolejne przetworniki. Na przykład dokładając mikrofon w okolicy strun basowych – znów, bez korzystania ze statywu, tak aby można było pokrywę przymknąć lub zamknąć całkowicie. Gdzie i jak umieszczamy ten mikrofon? Robimy z taśmy samoprzylepnej most, na którym umieszczamy mikrofon ok. 40-50 cm, licząc od strony „basowej” fortepianu. W 99,9 % przypadków tak usytuowany mikrofon będzie wymagał odwrócenia polaryzacji, w stosunku do sygnału mikrofonu nad otworem 2/3. Przetwornik w tej pozycji zapewnia wyrównane brzmienie dołu i niskiego środka w porównaniu z bardziej szerokopasmowym brzmieniem mikrofonu znad otworu rezonansowego. Nie spodziewajmy się jednak masywnego dołu lub bogatego w detale brzmienia niskiego środka.
Preferowane mikrofony dla tej pozycji to Sennheiser MD 441 i MD 414, aczkolwiek przyzwoity mikrofon do stopy (starej szkoły, jak Sennheiser MD 421, Electro-Voice RE20 czy Beyerdynamic M88) też sprawdzi się w pozycji na „mostku”, wymagał jednak będzie znacznie głębszej korekcji niż 441-ka. Gdy chcemy uzyskać w brzmieniu fortepianu trochę więcej ambiensu („oddechu”) – który dość ciężko znaleźć przy tak bliskim omikrofonowaniu – możemy spróbować dołożyć kolejny przetwornik. Umieszczamy kawałek gąbki na środku płyty dźwiękowej instrumentu tak, by nie zakrywał żadnego otworu i nie dotykał żadnej struny. Przyklejamy za pomocą taśmy samoprzylepnej mikrofon do gąbki, zwracając baczną uwagę na usytuowanie go dokładnie na środku płyty. Sprawdza się doskonale przy muzyce klasycznej oraz przy akustycznym jazzie. Jest jednak zbyt ambientowy i pozbawiony ataku młoteczków, nie nadaje się też gdy potrzebujemy uzyskać głośne brzmienie instrumentu w głośnikach. Stosujemy go wtedy, gdy potrzebujemy nieco rozproszonego, ambientowego brzmienia – przy muzyce klasycznej oraz klasycznym jazzie. Sprawdzi się też przy nagłaśnianiu fortepianu, jako jedynego instrumentu towarzyszącego wokalowi, co z definicji jest sytuacją o niezbyt wysokim wymaganym poziomie dźwięku.
DPA oferuje swój miniaturowy przetwornik instrumentalny d:vote 4099 z dedykowanym dla fortepianu uchwytem PC4099.
Preferowane mikrofony dla tej pozycji to – tradycyjnie – MD 414 lub inny, wysokiej jakości mikrofon pojemnościowy. Możemy też wykorzystać dynamiczny klasyk MD 441. Chcąc z kolei dodać brzmieniu trochę ataku w dolnym rejestrze brzmieniowym przytwierdzamy kawałek gąbki w małym kąciku po basowej stronie fortepianu i umieszczamy na niej mikrofon, skierowany w stronę młotków. Ten mikrofon pozwoli wyłapać nieco ataku (uderzeń młotków) niskich dźwięków, którego brakuje w sygnale mikrofonu z „mostka”. Ten mikrofon da więcej bezpośredniego, bardziej detalicznego brzmienia pierwszej oktawy, dzięki czemu będzie można wyciąć trochę dołu z brzemienia mikrofonu z „mostka”, a skompensować to sygnałem z mikrofonu umieszczonego w tej pozycji. Oznacza to, że ogólna wrażliwość na sprzężenia mikrofonu z „mostka” zmniejszy się poprzez dodanie trzeciego mikrofonu. Ponadto zyskujemy dodatkowy bonus w postaci małego „smaczku” uderzeń młotków w struny oraz bogatszego w detale brzmienie strun basowych. Wielu artystów (bazując na doświadczeniu) nie spodziewa się usłyszeć prawdziwego brzmienia najniższej oktawy. Kiedy uda się coś takiego uzyskać, są mile zaskoczeni, co tylko pozytywnie wpływa na renomę realizatora.
Preferowane mikrofony dla tej pozycji to Electro-Voice RE20, MD 441 i inne, o dostatecznie szerokim paśmie przenoszenia i jednocześnie niewielkiej szerokości, pozwalającej wcisnąć je do takiej niewielkiej, trójkątnej przestrzeni w pudle fortepianie. Takich mikrofonów można poupychać jeszcze sporo w fortepianie, rekordziści dochodzą do kilkunastu, jednak czasami – przy niezbyt wprawnym realizatorze – wyrządzić to może więcej szkody niż pożytku. Wspomnę więc jeszcze tylko o jednym miejscu, gdzie można „zaaplikować” mikrofon, co tym razem bardziej ułatwi życie realizatorowi monitorów, niż FOH. Przyklejamy (znów) kawałek gąbki na środku fortepianu, tak daleko od artysty jak to możliwe (nie dalej niż 50 cm od tyłu instrumentu – im bliżej, tym lepiej). Tradycyjnie zwracamy uwagę na otwory (żeby nie zakryć) i struny (żeby nie dotykać). Przyklejamy do gąbki mikrofon, który skierowujemy bezpośrednio na tylną obudowę, równolegle do płyty dźwiękowej. Jeśli mamy bardzo głośne środowisko, z wieloma głośnymi monitorami, trzeba będzie prawdopodobnie mocno podciąć na korektorze częstotliwość 400 Hz (i trochę z jej sąsiedztwa), aby dźwięk stał się „chudszy”. Pozycja ta jest tak daleko odsunięta od monitorów jak tylko można, bez „opuszczania” wnętrza instrumentu, tak więc można spokojnie wpuścić te częstotliwości do miksu, bez obawy o sprzężenia. Przeważnie brzmi wystarczająco dobrze, bez konieczności kręcenia barwą, otrzymujemy więc dodatkowy bonus w postaci możliwości zwiększenia poziomu głośności w monitorach.
Specjalny uchwyt do mikrofonów SCX25A, pozwalający na ich zamocowanie wewnątrz fortepianu ma w swojej ofercie również Audix.
Preferowane mikrofony dla tej pozycji to MD 421, jednak jakiekolwiek dobre mikrofony dynamiczne będą sprawdzały się równie dobrze, pod warunkiem że nie będą miały podciętego niskiego środka pasma, co niestety często zdarza się w urządzeniach dostępnych obecnie na rynku.
MOŻNA TEŻ INACZEJ
Pozostajemy w dalszym ciągu na głośnej scenie i jeśli nie chcemy się bawić w klejenie wewnątrz instrumentu „mostków” i gąbek, możemy skorzystać z mikrofonów specjalnie dedykowanych do nagłaśniania fortepianu, nawet przy zamkniętej pokrywie. Jednym z nich jest – niestety nie tani – PianoMic firmy Earthworks, której fachowcom z branży reklamować nie trzeba.
PianoMic jest w pewnym sensie „hybrydą” przetwornika mikrofonowego (a konkretnie dwóch) ze statywem. Mechanicznie jest to teleskopowy pałąk mocowany na krawędziach bocznych fortepianu, do którego przymocowane są na gęsich szyjkach przetworniki. Pałąk ów, a co za tym idzie umiejscowienie przetworników, można konfigurować w dość szerokim zakresie. Dwa zakręcane pierścienie zaciskowe pozwalają na przesuwanie środkowej części pałąka bliżej jednej lub drugiej krawędzi, można też zdemontować PianoMic na trzy części (część środkowa jest zakończona pięciopinowym gniazdem, do którego podłącza się wtyk ramienia z wyprowadzonym kablem). Płaskie zakończenia obu końców pałąka pozwalają na pewne umiejscowienie PM40 na obudowie fortepianu, a także – jeśli zaistnieje taka potrzeba – na zamknięcie klapy, bez obawy o jej zarysowanie (na górnych płaszczyznach uchwytów przyklejono warstwę filcu).
Brzmienie uzyskane za pomocą PM40 charakteryzuje się świetną proporcją między „dołem” a „górą” brzmienia fortepianu, dzięki czemu nie słychać poszczególnych zakresów, a fortepian jako całość (pamiętajmy, że mikrofony znajdują się bardzo blisko od – kilka centymetrów –strun). Pomimo tej spójności brzmienia nie można mu odmówić klarowności i czytelności, choć miłośnicy „krystalicznie” brzmiących fortepianów mogą być nieco zawiedzeni. PianoMic jest wręcz stworzony do nagłaśniania/nagrywania fortepianu w utworach klasycznych, balladach, poezji śpiewanej i wszędzie tam, gdzie zależy nam na jego wiernym brzmieniu. Jeśli jednak zapragniemy dodać do jego brzmienia nieco „pazura”, np. w utworach jazzowych czy popowych, drobna korekcja pozwoli nam zastosować PianoMic również w tego typu produkcjach. PM40 bije na głowę klasyczne mikrofony, jeśli chodzi o margines od sprzężeń – można naprawdę mocno podkręcić gainy na mikserze, bez ryzyka, że „scena” zacznie nagle przeciągle „jęczeć”. W ostateczności zawsze można po prostu zamknąć klapę, przy czym – co koniecznie trzeba nadmienić – manewr ten bynajmniej nie powoduje, że to co wydobywa się wtedy z głośników przestaje przypominać fortepian. Generalnie zmiany te są naprawdę mało uchwytne, a dla niewprawnego ucha wręcz niesłyszalne.
PianoMic jest w pewnym sensie „hybrydą” przetwornika mikrofonowego (a konkretnie dwóch) ze statywem.
Miniaturowe mikrofony, które można szybko i bezpiecznie umieścić w instrumencie ma też kilku innych producentów, na przykład DPA czy Audio-Technica. Ta druga firma wypuściła stosunkowo niedawno odświeżoną serię popularnego ATM350, z różnymi uchwytami, w tym właśnie do zamocowania w fortepianie. Służy do tego uchwyt AT8491P, wyposażony w silny magnes z metali ziem rzadkich (z grupy lantanowców), dając możliwość pewnego zainstalowania mikrofonu wewnątrz fortepianu (np. do płyty głosowej czy elementów ramy) lub przymocowania go do każdej innej metalowej powierzchni. Podstawa uchwytu wyłożona jest miękkim materiałem ochronnym, w celu uniknięcia uszkodzenia powierzchni instrumentu.
DPA, która niedawno zmieniła właściciela (kupiona przez grupę RCF), oferuje swój miniaturowy przetwornik instrumentalny d:vote 4099 z dedykowanym dla fortepianu uchwytem PC4099. Specjalny uchwyt do swoich mikrofonów SCX25A, pozwalający na ich zamocowanie wewnątrz fortepianu ma w swojej ofercie również Audix. Myślę, że na tym zakończymy kwestie omikrofonowania fortepianu. Jak zwykle powyższe podpowiedzi można potraktować jako punkt wyjścia do własnych eksperymentów i prób, a jeśli ktoś nie ma na to czasu lub wiedzy, może śmiało wybrać którąś z opisanych metod, bo są one przetestowane przez wielu, wielu realizatorów na całym świecie.