World Wired Tour

2018-01-30
World Wired Tour

Oczywiście nie zapomniałem o tym, jakże ważnym przecież, wydarzeniu. Ważnym nie tylko z muzycznego, ale także i z technicznego punktu widzenia.

Po prostu zaplanowałem sobie, że sięgnę do tego tematu dopiero wiosną. Skoro jednak stary kumpel – korzystający z kilku dni wytchnienia – podzielił się ze mną wrażeniami z wędrówki po stadionach Ameryki, to i ja zdecydowałem, by zamieścić kilka informacji już teraz.

Jak napisał Mick, w jego uszach nie zdążyły jeszcze wybrzmieć do końca dźwięki koncertów poprzedniego etapu trasy, a już 25 trucków, których znaczną część wypełnia zaawansowany technologicznie sprzęt nagłośnieniowy, czeka w gotowości, by ruszać dalej. Zanim numer ten trafi do rąk Czytelników, kolejna część trasy, podczas której Metallica promuje najnowszy album „Hardwired... To Self-Destruct”, będzie już pędzić pełną parą przez europejskie areny. Potrwa ona do 11 maja 2018 roku, a wiosną grupa odwiedzi również nasz kraj, co właściwie można już uznać za swego rodzaju tradycję.


Poczynaniom grupy przyglądam się od dość dawna i muszę obiektywnie stwierdzić, że odkąd pamiętam, zawsze przywiązywała ona ogromną wagę do jakości dźwięku podczas swoich koncertów. W znacznej części jest to bez wątpienia zasługą Micka oraz jego relacji z muzykami. Mick – jak skromnie kiedyś powiedział – robi swoją robotę tak, by nie zawieść zaufania muzyków. Skoro przez tak długi okres współpracy z grupą nie zniechęcił publiczności do gromadzenia się na koncertach, to ma nadzieję, że koncepcja, jaką dawno temu przyjął, jest wciąż aktualna. Oczywiście jak w każdej innej sytuacji, tak i w przypadku koncertów spotkamy zawsze malkontentów, którzy we wszystkim potrafią doszukać się jakiegoś „ale”, więc nie spodziewam się, że tym razem będzie inaczej. Zanim jednak dojdzie do starcia kontrowersyjnych opinii na temat kolejnego koncertu grupy w Polsce, zobaczmy jak zostały przygotowane wcześniejsze koncerty trwającej aktualnie trasy „World Wired Tour”.

Po raz pierwszy – od bodaj ośmiu lat – grupa zdecydowała się na tak gigantyczne przedsięwzięcie! Rozpoczęta na początku lutego 2016 roku światowa trasa koncertowa podzielona została na dziewięć etapów. Obejmuje ona swoim zasięgiem Amerykę Północną i Łacińską, Azję oraz Europę – w sumie 96 koncertów. Z początkiem maja bieżącego roku trasa wkroczyła w kolejną fazę letnich koncertów organizowanych na amerykańskich stadionach. Poza jednym chyba wyjątkiem były to obiekty, których trybuny mieszczą – bagatela – powyżej 50 tysięcy widzów, a blisko połowa z tych obiektów pod względem pojemności trybun należy do ścisłej czołówki sportowych kolosów, jakich raczej nie spotyka się w Europie. Jak napisał Mick: „Basically, a gallon in a pint pot ”.

Z uwagi na fakt, że w przypadku tego typu miejsc znacznie większa część widzów znajduje się na trybunach, niż na płycie przed sceną, uzyskanie odpowiedniego pokrycia dźwiękiem trybun jest zadaniem szalenie ważnym i bardzo trudnym – co nie oznacza, że niemożliwym do wykonania. Realizacja takiego przedsięwzięcia wymaga po prostu odpowiedniej ilości sprzętu nagłośnieniowego oraz czasu na jego przygotowanie do pracy. Pewnym utrudnieniem była konieczność częstej rekonfiguracji podstawowego systemu, ale doświadczona ekipa i z tym zadaniem potrafiła dać sobie radę bez większych problemów.


Do zrealizowania amerykańskiej części trasy zaangażowano olbrzymią ilość sprzętu marki Meyer Sound, zaliczanego do tak zwanej „rodziny LEO”. Dostarczyła go firma VER Tour Sound. Jak wyjaśnił Mick, decyzja o wyborze systemu Meyera leżała w sferze jego osobistych preferencji, a także przemyśleń dotyczących specyfiki trasy oraz sposobu wykorzystania sprzętu. Nie ukrywa faktu, że po prostu spodobało mu się klarowne brzmienie LEO, które słyszał wielokrotnie wcześniej. System ten – jak to określił – zapewnia fantastyczne brzmienie gitar oraz wokalu, co w znacznym stopniu jest zasługą wyznaczonego przez konstruktorów podziału pasma. Został on dobrany tak, że brzmi bardzo łagodnie i przyjemnie dla ucha w zakresie przetwarzania górnego środka. Co więcej, w zależności od sytuacji można dowolnie zarządzać generowanym przez ten system SPL, gdyż obniżenie poziomu nie skutkuje drastycznymi zmianami jakości brzmienia w różnych przedziałach częstotliwości, co niestety ma miejsce w przypadku niektórych innych systemów.

Jest to – jak stwierdził Mick – najłatwiejszy do grania system na świecie, w którym bez obawy o jakość brzmienia można zejść w dół z poziomem, jeżeli nagle zajdzie potrzeba, by tak zrobić...

Niewątpliwą zaletą systemów Meyera jest również to, że zespoły głośnikowe z wbudowaną jednostką mocy eliminują konieczność prowadzenia przewodów głośnikowych na długich dystansach. Oczywiście istnieje możliwość podwieszenia racków ze wzmacniaczami, co zresztą jest dziś standardem oferowanym przez wielu cenionych producentów sprzętu. Nie zmienia to jednak faktu, że oprócz zasilania oraz sygnału audio, które, podobnie jak w przypadku zespołów głośnikowych z wbudowaną jednostką mocy, trzeba doprowadzić do każdego raka, wciąż pozostaje temat przewodów głośnikowych, które przy rozbudowanym systemie głośników wprowadzają sporo dodatkowych kilogramów.

Mówiąc o czynnikach, które wpłynęły na jego decyzję o wyborze systemu nagłośnieniowego, Mick po raz kolejny wyraźnie zaznaczył, że zaprezentowana opinia wynika z jego osobistych preferencji oraz wielu aspektów związanych globalnie ze specyfiką tej konkretnie trasy, oraz sposobu wykorzystania systemu – na przykład w arenach. Podkreśla, że opinii tej nie należy uogólniać, „błędnie interpretować” dla wskazywania mankamentów systemów innych producentów, a tym bardziej wykorzystywać do prowadzenia jakichkolwiek innych działań marketingowych!

Przejawem dużej ignorancji z mojej strony byłoby dopytywanie się o jakże popularne „statystyki” dotyczące liczby zespołów głośnikowych, kilowatów itd. Takie rozważania można w ostateczności prowadzić jedynie w odniesieniu do systemu przeznaczonego dla konkretnego miejsca koncertu. W przypadku tak wielu i tak bardzo zróżnicowanych miejsc, jak wspomniał Mick, podstawowy system wielokrotnie ewoluował, zależnie od bieżących potrzeb, czyli w znacznym stopniu zależnie od warunków architektonicznych poszczególnych obiektów.

Niekiedy dla uzyskania równomiernego pokrycia w danym miejscu konieczne było dołożenie kilku elementów więcej, niż w miejscu poprzednim. Generalnie system stadionowy składał się z czterech podstawowych gron zestawionych z elementów LEO, które uzupełnione były elementami LEOPARD i LYON (M oraz W). Firma VER dostarczyła też spory zestaw UPQ-1P wykorzystywanych w różny sposób – adekwatnie do bieżących potrzeb. Do przetwarzania dolnego zakresu pasma wykorzystane zostały zestawy 1100-LFC, pracujące w przedziale 28-90 Hz, oraz zupełna nowość, subwoofery VLFC pracujące w przedziale 10-30 Hz.


Zestawienie i rozlokowanie subwooferów również ulegało modyfikacjom – zależnie od uwarunkowań konkretnego obiektu. System przeznaczony dla stadionów wykorzystywał podwieszane grona zestawione z elementów 1100 LFC, a także dwa grona VLFC w układzie end-fired. Nie było to jednak sztywną regułą, gdyż w przypadku niektórych stadionów subwoofery VLFC były ustawiane przy scenie, w konfiguracji 3 warstwy po 4 elementy obok siebie.

Zazwyczaj subwoofery ustawiane są pod sceną, jednak w przypadku wielu stadionów podwieszenie ich umożliwiało lepsze pokrycie w płaszczyźnie pionowej, a odpowiednie dostosowanie opóźnienia elementów pozwalało na zawężanie lub rozszerzanie pokrycia w płaszczyźnie poziomej. To bardzo ważna cecha, gdyż stadiony piłkarskie nie są może zbyt szerokie, natomiast zwykle bywają znacząco długie.

W przypadku koncertów realizowanych w arenach, które grane są „na cztery strony świata”, subwoofery 1100-LFC zestawiane są w grono określane mianem „TM Array”. Jest to potężny blok zawieszony centralnie nad sceną, składający się z czterech gron po dziesięć elementów 1100-LFC w każdym. Grona zestawione są ciasno obok siebie, w charakterystyczny czworobok, co pomaga w utrzymaniu spójności fazowej grona. Zadaniem tej konstrukcji jest dookólne emitowanie energii dolnego zakresu częstotliwości.

Niestety wykorzystanie tego rozwiązania w przypadku stadionów okazało się z wielu powodów niemożliwe. Zdecydowały o tym zarówno ograniczenia techniczne, jak też i względy... estetyczne. Tak wielka konstrukcja wyglądała po prostu paskudnie na tle ogromnego ekranu, przysłaniając jego fragment dla części widowni. Zamiast ogromnego bloku zastosowano więc cztery grona zestawione z dziesięciu subwooferów, rozmieszczone pomiędzy gronami zestawionymi z elementów LEO/LYON. Jednak i takie rozwiązanie okazało się nie do końca zadawalające, gdyż „zagęszczenie” gron również przysłaniało ekran widzom zajmującym wysokie trybuny. Zadawalającym rozwiązaniem okazało się dopiero umieszczenie subwooferów poza ekranem, co w mojej ocenie jest tylko kolejnym potwierdzeniem faktu, że problemy na styku interesów organizatora koncertu i dźwiękowca są na całym świecie tak samo rozbieżne, a jedyny możliwy do zaakceptowania sposób na ich rozwiązanie to ustępstwa po stronie dźwiękowców.

Niewątpliwą ciekawostką są wspomniane wcześniej subwoofery VLFC (Very Low Frequency Control), które podczas tej trasy mają swój wielki światowy debiut. 1100-LFC odpowiadają za przetwarzanie dolnego, słyszalnego zakresu pasma, natomiast VLFC pracują poniżej progu słyszalności. Ich zadaniem jest bardziej psychologiczne niż słuchowe oddziaływanie na odbiorcę. Jak wyjaśnił Mick, zestawy VLFC są używane do generowania efektów specjalnych – bardziej odczuwanych powierzchnią ciała, niż słyszanych przez człowieka. Są one przykładowo wykorzystywane w utworze „One”, którego ścieżka LFE kierowana jest bezpośrednio do tych subwooferów. Jednak głównym ich przeznaczeniem jest kreowanie realistycznego doświadczania eksplozji. Wykorzystywany podczas koncertów sampler Akai MPC Live jest uzupełnieniem efektów pirotechnicznych. Odtwarzany z samplera, odpowiednio spreparowany sygnał powoduje, że VLFC poruszają ogromne masy powietrza. Publiczność widzi najpierw rozbłysk światła, a następnie słyszy dźwięk eksplozji, któremu towarzyszy wyraźnie odczuwalny na ciele podmuch.

Stosowanie tego typu zespołów głośnikowych ma sens jedynie w sytuacji, gdy pozostałe elementy systemu zdolne są do przetworzenie wygenerowanego sygnału o tak bardzo niskim i wąskim zakresie. Dlatego zanim zapadły wiążące decyzje, jeszcze na etapie planowania trasy, wszystkie brane tu pod uwagę elementy toru zostały dokładnie przemierzone, co między innymi potwierdziło, że Midas XL8 zdolny jest do przetwarzania sygnału schodzącego głęboko w dół do około 8 Hz. Jak nietrudno się domyślić, rozbudowany system nagłośnieniowy o bardzo złożonej strukturze, która na dodatek była często modyfikowana, musiał wymagać wydajnego i precyzyjnego zarządzania oraz dystrybucji sygnałów. No i rzeczywiście, do zarządzania systemem wykorzystano procesory Meyer Sound – Galileo GALAXY w liczbie nigdy wcześniej niestosowanej. Czternaście Galileo GALAXY połączonych zostało w światłowodową sieć za pomocą przełączników Extreme Network Summit – serii X440, pracującej w oparciu o protokół komunikacyjny AVB, opracowany przez IEEE (Institute of Electrical and Electronics Engineers). Zarówno procesory GALAXY, jak i używane przełączniki uzyskały certyfikat zgodności ze standardem AVB, nadany przez Avnu Alliance.

Trzy procesory GALAXY 816 umieszczone zostały na stanowisku FOH. Służyły one za serwer transmitujący strumienie do pozostałych procesorów GALAXY, rozmieszczonych w pobliżu lewego i prawego grona głównego systemu oraz obok trzech wież z systemami nagłośnienia strefowego. Może trudno będzie w to uwierzyć, ale przed każdym koncertem cały ten ogromny, misternie konfigurowany system był drobiazgowo sprawdzany i pieczołowicie wyrównywany przez inżyniera z firmy VER.

Oprócz wspomnianych wcześniej procesorów GALAXY na stanowisku FOH w zasadzie wszystko pozostało bez większych zmian. Konsoleta Midas XL8 obsługuje 94 źródła sygnałów. Są to przede wszystkim sygnały przesyłane ze sceny (dwa zestawy perkusji i pozostałe instrumenty, wraz z dedykowanymi im liniami rezerwowymi) oraz ślady playbacków efektowych, odtwarzane z samplera. Proces przetwarzania tych sygnałów – z drobnymi wyjątkami – opiera się wyłącznie na pokładowych procesorach konsolety. Wspomniane wyjątki to współpracujące z konsoletą trzy urządzenia peryferyjne. Pierwszym z nich jest TC Electronics D-Two (delay), a to dlatego, że Mick po prostu lubi brzmienie tego efektu, więc powód – podobnie jak w przypadku wyboru systemu PA – leży wyłącznie w sferze jego osobistych preferencji. Kolejnym zewnętrznym urządzeniem jest Korg DRV- 3000, wykorzystywany w utworze „Master Of Puppets”. W tym przypadku chodziło o uzyskanie „archaicznego” efektu „pitch delay”. Zamiast więc sztucznie generować zbliżone brzmienie do presetu DRV-3000, najprościej było wygenerować ten efekt z oryginalnego urządzenia, które kiedyś zostało użyte. Ostatnie z zewnętrznych urządzeń to BBE Sonic Maximizer. Jak je żartobliwie określił Mick, jest to relikt analogowego świata. Maximizer wykorzystywany jest do obróbki brzmienia tomów perkusji. Mick wyjaśnia, że taki sam efekt mógłby uzyskać poprzez wprowadzanie odpowiedniej korekcji – indywidualnie dla każdego z tomów, ale jest to proces, który pochłania znacząco więcej czasu, niż zastosowanie BBE.

Oprócz znajdującego się (odkąd pamiętam) na stanowisku FOH analizatora Klark Teknik DN6000, aktualnie na jednym z pięciu ekranów konsolety XL8 wyświetlane jest okno systemu „10 Eazy” monitorującego poziom. Od lat nie zmienił się zestaw używanych mikrofonów. Tradycyjnie więc dla zestawu perkusji wykorzystywany jest w większości komplet wyselekcjonowanych modeli DPA oraz Audio Technica. Brzmienie stopy kreowane jest natomiast za pomocą dwóch mikrofonów – Audix D6 oraz Shure SM91 w każdym z bębnów. Mick używa tego „duetu” w nieco odmienny sposób, niż tradycyjnie stosowany przez wielu realizatorów. Każdy z mikrofonów jest mocno ograniczony filtrem – D6 od góry, natomiast SM91 od dołu. Jest to swego rodzaju układ „cross-overa”, dzięki któremu Audix nie przetwarza zakresu, który przetwarzany jest przez Shure’a, i odwrotnie. Rozwiązanie takie pozwala na uniknięcie problemów fazowych pomiędzy tymi dwoma mikrofonami i, jak można było się przekonać podczas koncertów, sprawdza się perfekcyjnie.

Do przetwarzania sygnałów z gitary basowej niezmiennie wykorzystywany jest Valve DI „Gas Cooker” (marki Ridge Farm Industries) oraz BSS 416. Sygnały liniowe gitar przetwarzane są za pomocą przedwzmacniaczy Fractal, a do przetwarzania wokali rozmieszczonych jest 12 mikrofonów Shure 55. Jak już kiedyś pisałem, grupa posiada własne konsolety odsłuchowe Midas PRO9 i PRO2, okazały zestaw monitorów podłogowych Meyera oraz systemy IEM marki Sennheiser. To jednak nie wszystko, bo, jak napisał Mick, od niedawna stali się samowystarczalną firmą nagłośnieniową!

Przygotowania do koncertu na MetLife Stadium w stanie New Jersey… oraz wieczorne show z efektami specjalnymi.


Podczas planowania europejskiej części trasy narodził się pomysł, by dla zapewnienia sobie powtarzalności systemu w każdym miejscu po prostu dokonać zakupu własnego systemu nagłośnieniowego. Pomysł ten został natychmiast zaakceptowany i bardzo szybko zrealizowany. Firma Ultra Sound z San Francisco odsprzedała grupie kompletny system nagłośnieniowy, zapewniając dodatkowo pomoc w postaci ekipy technicznej przy jego montażu i przygotowaniu do pracy. Posiadany aktualnie system składa się z 40 elementów LEO, 60 elementów LYON oraz dodatkowych 24 elementów LYON – do rozbudowy w celu zwiększenia pokrycia w obiektach o wysokich trybunach, 48 elementów LEOPARD – podwieszanych dla pokrycia najbliższego obszaru wokół sceny, oraz 60 subwooferów 1100 LFC (z czego aktualnie wykorzystywanych jest tylko 36 szt.). Jest też 48 subwooferów VLFC wykorzystywanych do efektów specjalnych. Jak widać, jest tego całkiem sporo...

Czyżby to był początek nowej tendencja w branży muzycznej – zastanawia się Mick? Przyznaję, że po przeczytaniu tej informacji mnie również nasunęło się to samo pytanie – zwłaszcza że ostatnio coraz częściej słyszy się o powstawaniu różnych skonsolidowanych struktur, zapewniających samowystarczalność podmiotom, które je tworzą.

Kiedyś był to proces odwrotny, bo przecież na bazie sprzętu i ekip technicznych zyskujących popularność zespołów tworzyły się samodzielne firmy nagłośnieniowe. Tak było na przykład w przypadku Britannia Row Productions, której historię kiedyś prezentowałem.

Okazja do spotkania z grupą Metallica będzie już w kwietniu 2018 roku. Nie mam cienia wątpliwości, że będzie to nie lada gratka – nie tylko dla zdeklarowanych fanów grupy, ale również dla wszystkich osób, które lubią delektować się mocnym, a przede wszystkim dobrej jakości brzmieniem.


Marek Witkowski

Estrada i Studio Kursy
Produkcja muzyczna od podstaw
Produkcja muzyczna od podstaw
50.00 zł
Produkcja muzyczna w praktyce
Produkcja muzyczna w praktyce
120.00 zł
Bitwig Studio od podstaw
Bitwig Studio od podstaw
55.00 zł
Sound Forge od podstaw
Sound Forge od podstaw
40.00 zł
Kontakt 5 Kompedium
Kontakt 5 Kompedium
60.00 zł
Zobacz wszystkie
Live Sound & Instalation Newsletter
Krótko i na temat, zawsze najświeższe informacje