X4L - wzmacniacz z DSP z serii X
Biznes „nagłośnieniowy” – w porównaniu z innymi dziedzinami techniki (np. przemysłem samochodowym, czy ...
Niezależnie, czy ktoś jest chrześcijaninem, wyznawcą judaizmu, muzułmaninem, buddystą czy ateistą pojęcie „10 przykazań” jest mu na pewno znane.
Ta tradycja biblijna na stałe zagościła w naszej przestrzeni życiowej i obecnie każdy zawód, każda branża, ba, niemalże każda czynność doczekała się swoich „10 przykazań”, czyli 10 najważniejszych – zdaniem ich autora – rzeczy, które trzeba znać lub też o których trzeba pamiętać.
Mamy więc na przykład „10 przykazań kierowcy”, „10 przykazań dobrego żywienia” czy też „10 przykazań dobrego seksu”, itd., itp. Również i w naszej dziedzinie, nagłośnieniowej, można wykreować takie „10 przykazań” (jakby tak dobrze przysiąść, to i z 50 też by się znalazło), czyli spraw ważnych, o których albo nie wiemy, albo wiemy, ale zapominamy, albo też wiemy, ale nie zdajemy sobie sprawy z ich istotności. Przytoczone poniżej „10 przykazań” przyda się zarówno początkującym, aby uświadomić ich w tym, co jest w tym „biznesie” ważne – czyli o czym trzeba wiedzieć/pamiętać, aby zrobić dobry „job” – jak i starym wyjadaczom, bo to właśnie oni często są „autorami” tzw. głupich błędów albo „czeskich błędów”, co wynika nie z ich niewiedzy, ale rutyny, czyli „zapominalstwa” o tych ważnych przecież kwestiach.
Nie jestem biblistą, więc nie potrafię wypowiedzieć się autorytatywnie, czy w przypadku tych „prawdziwych” 10 przykazań ich kolejność ma znaczenie, tzn. czy przykazanie 10 jest mniej ważne od 1 (pewnie nie), ale my sobie właśnie tak sklasyfikujemy nasze 10 przykazań, z których 1 jest podstawą, której nieprzestrzeganie to prosta droga do „położenia” imprezy, a kolejne – też oczywiście istotne – są już niejako nieco niżej w hierarchii. Co należy rozumieć w ten sposób, że jeśli zapomnimy o pierwszym, to fakt spełnienia tych poniższych będzie miał już drugorzędne znaczenie. Zaczniemy więc od końca, czyli – teoretycznie – od tych mniej istotnych, ale, jak się za chwilę przekonacie, wcale nie „do pominięcia”, i zarówno o 1, jak i 10 trzeba cały czas pamiętać i mieć je na uwadze podczas swojej pracy
Muzycy czują się najbardziej komfortowo i grają najlepiej, kiedy słyszą na scenie to, co potrzebują słyszeć. Oczywiście, doświadczeni realizatorzy odsłuchów i nagrań doskonale o tym wiedzą. Jednak jest to coś, nad czym ci z mniejszym doświadczeniem powinni się zastanowić. Nie, nie chodzi o to, jak dużo mocy skieruje się do monitorów i jakich modeli się używa. To raczej kwestia psychologii. Sądzę też, że realizator odsłuchu, który stał się dobry w tym, co robi i wie, jak zadowolić muzyków na scenie, ma 90 procent szans na to, by stać się dobrym realizatorem FOH. Oczywiście, pozostałe 10 procent to „magia”, ale nie da się jej wytworzyć, nie znając podstaw.
Na poziomie morza, przy temperaturze 20 stopni Celsjusza i względnej wilgotności 4%, dźwięk przemieszcza się z prędkością około 340 metrów na sekundę. Zrozumienie sposobu, w jaki dźwięk się rozchodzi ma istotne znaczenie dla umiejętności prawidłowego rozstawiania mikrofonów, wież opóźnieniowych i wprowadzania opóźnień pomiędzy przodami i backlinem. Należy też pamiętać, że prędkość rozchodzenia się dźwięku zmienia się w zależności od temperatury i wilgotności powietrza oraz wysokości nad poziomem morza. Pamiętajcie o tym.
Prawo odwrotności kwadratów. Wiecie zapewne o tym, że dwukrotne zwiększenie dystansu od źródła dźwięku powoduje czterokrotne zmniejszenie mocy akustycznej, prawda? Zasada ta sprawdza się w każdej dziedzinie, od technik mikrofonowych, po zestawianie systemów wyrównanych liniowo. Krótko mówiąc, chodzi o to, ile mocy powinny dawać z siebie wzmacniacze. Na przykład, jeżeli zwykle nagłaśniacie obszar w odległości od 6 do 20 metrów od zestawów nagłośnieniowych, ale przyszło Wam zrobić to samo na obszarze dwukrotnie większym, a więc takim, w którym publika znajduje się w odległości od 12 do 35 metrów, to o ile więcej mocy potrzeba, by zapewnić ten sam poziom mocy akustycznej? Około cztery razy więcej!
Krzywe czułości ludzkiego słuchu. W latach 30-tych ubiegłego wieku Harvey Fletcher i jego zespół z Bell Labs przeprowadzili serię testów, których wyniki opublikowano w formie wykresu. Wynika z niego, że ludzkie ucho jest najbardziej czułe na częstotliwości z zakresu górnej średnicy pasma akustycznego, zaś najmniejszą czułość wykazuje w najniższym i najwyższym odcinku spektrum. Innymi słowy, aby usłyszeć ton o częstotliwości 100 Hz z jednakową „głośnością”, co ton 3,5 kHz, musi on być o 15 dB głośniejszy! (Przy założeniu poziomu 85 dB SPL dla dźwięku 3,5 kHz). Wynika z tego, że aby uzyskać naprawdę dobrze brzmiący, pełny miks trzeba połączyć dużą moc ze starannie zaprojektowanym systemem subwooferów oraz zdolnością własnego mózgu do pojęcia faktu, iż bardzo łatwo jest przeciążyć uszy słuchaczy w średnim zakresie pasma. Nie wspominając o tym, że zniekształcenia, zwłaszcza w zakresie średnicy, są bardzo szczególnie nieprzyjemne i słyszalne. To prowadzi do kolejnej kwestii
Zniekształcenia w formie przesterów są fajne, o ile nie są niezamierzoną częścią brzmienia. Często ludzie, którzy wyglądają na bardzo inteligentnych i znających się na swoim fachu, zwyczajnie nie zauważają niepożądanych zniekształceń, nawet o wysokim poziomie. Pierwszym krokiem ku ich wyeliminowaniu jest zrozumienie przyczyn. Mogą one być różnorakie, od struktury wzmocnienia począwszy, poprzez wadliwe połączenia, na wypalonych lampach skończywszy. Drugim i, być może znacznie ważniejszym, czynnikiem jest umiejętność wysłuchiwania i identyfikowania zniekształceń. Czy są to zniekształcenia harmoniczne? Nieregularne? Czy wynikają z przeciążenia ogólnego, czy też tylko jednego z kanałów? I po trzecie wreszcie, proszę, zróbcie z tym coś!
Dźwięk emitowany z jednego źródła może powodować problemy fazowe, objawiające się podbiciem o +3 dB (podwojeniem mocy) jednych częstotliwości i całkowitym znoszeniem się innych, czyli obniżeniem ich poziomu do minus nieskończoności (filtr grzebieniowy). Może to na przykład prowadzić do tego, że w pewnych punktach sygnał basu zupełnie zaniknie. Pomyślmy, co by się stało, gdyby ustawić mikrofon RTA w takim punkcie. Otóż określone pasmo niższych częstotliwości zostałoby niemalże całkowicie wycięte. Dlatego właśnie zbadanie zachowania basów w danym pomieszczeniu wymaga przeprowadzenia wszechstronnych pomiarów.
To, czego nie da się uchwycić za pomocą mikrofonów czy przetworników, nie da się również odtworzyć w głośnikach. Oczywiście plug-iny, efekty, DSP i cały ten kram to fajne zabawki i często okazują się one niezbędne dla uzyskania pożądanego brzmienia. Chodzi mi jednak o to, że przekształcanie brzmienia SM57 w brzmienie U47 poprzez „modelowanie” to absurd. Zniekształconemu dźwiękowi nie da się przywrócić czystości (patrz pkt. 6). Już w latach 50-tych spece od komputerów ukuli powiedzenie „śmieci na wejściu, śmieci na wyjściu” (polskim odpowiednikiem może być powiedzenie „Z g...a bata nie ukręcisz”). Nie chcę przez to powiedzieć, że SM57 to śmieć. Wręcz przeciwnie — jest to wspaniały mikrofon, o bardzo szerokim zastosowaniu. Jednak prawda jest taka, że pewnych niuansów model ten nie wychwytuje i żadnym przetwarzaniem nie można tego faktu zmienić. Na pewno znacie powiedzenie, że łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo. Podobnie jest w przypadku łańcucha audio, o jakości którego decyduje jakość najsłabszego elementu.
Brzmienie koncertu musi być dopasowane do rodzaju nagłaśnianej muzyki. To proste. Muzyka Glenna Millera nie może brzmieć jak rock. Rock nie powinien mieć brzmienia muzyki klasycznej. Z kolei muzyka klasyczna powinna brzmieć tak, jakby systemu nagłośnieniowego w ogóle nie było. Często najlepszą metodą na zrozumienie, jak miks powinien zabrzmieć jest podejście wprost do źródła oryginalnego dźwięku. Jeżeli „oryginałem” jest nagranie, warto spróbować określić jakie efekty i korekcja zostały zastosowane, a także wczuć się w ogólny „klimat”. Jeśli zaś oryginalnym źródłem są instrumenty akustyczne i głosy, wtedy należałoby posłuchać ich z bezpośredniej bliskości, zapamiętując ich „wrodzone brzmienie”.
Uziemienie. Tu nie będę się rozdrabniał. Jest to zagadnienie, które po prostu trzeba zrozumieć. Jeśli w systemie audio istnieją dwie lub więcej ścieżek uziemiających i pomiędzy nimi występuje różnica impedancji, to można się spodziewać problemów z przydźwiękiem i brumami. Związane jest to ze sposobem zakończenia połączeń, a szczególnej wagi nabiera ona w przypadku systemów, w których sygnały przesyłane są pomiędzy zakończeniami symetrycznymi i niesymetrycznymi. Rozwiązywanie rzeczonych problemów można znacznie przyspieszyć, ucząc się rozpoznawać typ przydźwięków i brumów. Chodzi o to, że niektóre z nich wcale nie są związane z kwestią uziemienia, a mogą wynikać, na przykład, z problemów z zasilaniem.
Struktura wzmocnienia. Jest to kwestia numer jeden. Chodzi o to, że jeśli ktoś jej nie pojmuje, nie rozumie lub o niej zapomniał, to prędzej czy później popadnie w kłopoty, i to znacznie poważniejsze niż jakiekolwiek inne. Niewłaściwa struktura wzmocnienia prowadzi bowiem nieuchronnie do zwiększenia poziomu szumów i/lub zniekształceń. Na dodatek zmniejsza się zapas wzmocnienia poniżej poziomu sprzężenia zwrotnego. Oto, co powinno się robić: każde wejście i każde urządzenie cechuje się optymalnym zakresem poziomów, przy których pracuje poprawnie. Jeśli podamy sygnał o zbyt niskim poziomie, to trzeba go będzie podbić gdzieś dalej, co doprowadzi do zupełnie niepotrzebnego wzrostu szumów. Co gorsza, szumy te staną się słyszalne w sygnale. Oczywiście, można użyć urządzeń redukujących szumy, ale po co to robić, skoro wystarczy zatroszczyć się o poprawność struktury wzmocnienia?
Wierzcie mi, że im mniej stosuje się tego typu procesorów, tym lepsze brzmienie się uzyskuje. Gdy sygnał w którymś z kanałów lub na sumie ma zbyt wysoki poziom, drastycznie kurczy się zapas podbicia, co oznacza nieuchronne pojawienie się zniekształceń. Ich także nie da się wyeliminować na dalszych stopniach. Artystyczne zastosowanie zniekształceń poprzez użycie pluginów, przesterowanych pieców gitarowych czy też specjalnych, przystosowanych do tego zabawek, jest jak najbardziej na miejscu. Jednak zniekształcenia, jakie pojawiają się wskutek nieprawidłowego wysterowania kanałów miksera, są wysoce niepożądane. Dla przykładu, jeśli dysponujemy mikrofonem bezprzewodowym, którego sygnał wyjściowy można wyregulować tak, by miał poziom liniowy, ale podłączymy go do wejścia mikrofonowego, to z całą pewnością zniekształcenia i szumy będą większe niż wówczas, gdybyśmy podłączyli go do wejścia liniowego. Dlaczego? Po prostu dlatego, że konieczne staje się wytłumienie sygnału na wejściu, a później podbicie go w przedwzmacniaczu mikrofonowym o wysokim stopniu wzmocnienia. No pewnie, można sygnał skierować poprzez transformator lub inne „dobre” urządzenie, ale z punktu widzenia struktury wzmocnienia nie jest to najrozsądniejsze.
Ok, to tylko kilka sugestii. Zachęcam do samodzielnego zgłębienia tych zagadnień i wyciągnięcia wniosków. Jeśli opanujecie to, o czym tu pisałem, tym lepiej dla Was! Spodziewam się, że Wasze miksy będą brzmiały lepiej i będą miały bardziej optymalny obszar pokrycia, nagłaśniani wykonawcy poczują się szczęśliwsi, a do Waszej kasy będzie spływało więcej pieniążków.
Armand Szary