X4L - wzmacniacz z DSP z serii X
Biznes „nagłośnieniowy” – w porównaniu z innymi dziedzinami techniki (np. przemysłem samochodowym, czy ...
W październikowym numerze LSI opisałem historię amerykańskiej firmy Carvin, wielce zasłużonej dla naszej branży i po napisaniu tego artykułu pomyślałem sobie, że przecież w Polsce również działało kilka firm o podobnym „statusie”, czyli takich, które niekoniecznie trafiały na pierwsze strony pism branżowych, ale których działalność i osiągnięcia z pewnością warte są przypomnienia. Jednym z takich producentów był pan Zbigniew Piechota, właściciel firmy o nazwie Zakład Elektroniki, zlokalizowanej w Głownie, w woj. łódzkim. Przez cały okres swojej działalności, której początki datują się na rok 1979, firma specjalizowała się w produkcji mikserów audio, co wyróżniało ją spośród wielu producentów sprzętu nagłaśniającego, nie tylko krajowych.
Ponieważ znamy się ze Zbyszkiem ponad ćwierć wieku, postanowiłem przeprowadzić z nim wywiad i przybliżyć czytelnikom postać konstruktora wielu modeli konsolet, w swoim czasie dostępnych w większości sklepów muzycznych w Polsce, a nawet przez kilka lat eksportowanych do jednego z krajów afrykańskich. Zakład Elektroniki działałaby zapewne do dziś, mimo osiągnięcia przez właściciela wieku emerytalnego już dobrych kilka lat temu, gdyby nie fakt, że w roku 2016 Zbyszek doznał udaru mózgu i kontynuacja działalności gospodarczej, w tym czasie już tylko jednoosobowej, stała się praktycznie niemożliwa. Z tego powodu po 36 latach firma przestała istnieć. Spowodowało to również usunięcie z sieci firmowej strony internetowej, więc dotarcie do informacji na temat tego producenta jest dzisiaj już dość trudne. Ponieważ jednak stan zdrowia mojego kolegi nieco się ustabilizował, udało mi się namówić go na rozmowę, a właściwie to na serię kontaktów telefonicznych, bo planowane spotkanie w nieczynnym już warsztacie w Głownie obecnie byłoby dla niego zbyt uciążliwe.
Mimo, że historia Zakładu Elektroniki to rozdział definitywnie zamknięty, miksery w nim wyprodukowane w ciągu bez mała 4 dekad nadal są w użyciu, co być może niektórym osobom z branży nasuwa skojarzenia z wyrobami mojej firmy i są to analogie jak najbardziej uprawnione. Również z uwagi na podejście do kwestii naszym zdaniem zasadniczych, czyli do konstruowania sprzętu w taki sposób, żeby mógł służyć użytkownikowi przez wiele lat. Oczywiście nie istnieje aparatura, która nie ulega żadnym awariom, ale w przypadku wszystkich produktów Zbyszka, praktycznie od początku jego działalności klient miał pełny dostęp do kompletnej dokumentacji technicznej, czyli nie tylko do schematów ideowych z wykazem wszystkich użytych podzespołów, ale również do rozrysu płytek drukowanych, co znacząco ułatwiało wszelkie czynności serwisowe. Ba, producent dopuszczał nawet pewne niewielkie modyfikacje urządzenia przez użytkownika, bez utraty gwarancji, oczywiście pod warunkiem, że dokonywała ich osoba mająca jakieś pojęcie o elektronice. Warto również zauważyć, że firma serwisowała swoje wyroby niezależnie od daty ich wyprodukowania, co też wcale nie jest regułą, nawet w przypadku bardzo renomowanych producentów. Jak już wspominałem, miksery były w zasadzie jedynym asortymentem oferowanym przez Zakład Elektroniki, choć Zbyszek wdrożył do produkcji kilka innych urządzeń, jak choćby rackowy intercom do komunikacji między stanowiskiem realizatora FOH i monitorowym, który powstał w wyniku zapotrzebowania sygnalizowanego przez firmy nagłośnieniowe i około 20 kompletów tego urządzenia znalazło nabywców, choć był to sprzęt dość wąsko specjalizowany.
Uniwersalny mikser estradowo-dyskotekowy z logo PMP.
Jeśli chodzi o to urządzenie, to jako ciekawostkę dodam, że jego zdjęcia wykonywałem specjalnie na potrzeby artykułu w jednej z dużych firm nagłośnieniowych, która kiedyś zakupiła 2 takie komplety i w trakcie tej pracy zastał mnie właściciel innej firmy, który akurat przyjechał do kolegów. W efekcie tej przypadkowej „prezentacji” sprzęt zmienił właściciela po kilkunastu latach użytkowania i pewnie nadal będzie wykorzystywany na koncertach, bo jest na tyle ciekawą konstrukcją, że trudno byłoby znaleźć na rynku produkt o zbliżonych możliwościach, a z pewnością żaden krajowy producent niczego podobnego nie oferował. W swoim czasie powstał też prototyp niezależnego, „pudełkowego” przedwzmacniacza mikrofonowego i trochę tych urządzeń trafiło do klientów. Produkowany był również przez jakiś czas stereofoniczny korektor 2 x 14 pasm. Jednak podstawą działalności były miksery, których powstało ponad 30 różnych modeli, począwszy od małych 4 kanałowych, a skończywszy na konsoletach estradowych, nawet 24 wejściowych. Istniała też popularna w swoim czasie rodzina mikserów dyskotekowych, do których należały zarówno „maluchy” 3-kanałowe, wyposażone w potencjometry obrotowe, jak i profesjonalne konsolety rackowe, wyposażone w wiele różnych funkcji i suwaki o długości 100 mm. Osobną grupę stanowiły miksery „emisyjne” czyli przeznaczone dla rozgłośni radiowych, często „szyte na miarę”, według oczekiwań konkretnego użytkownika.
W pewnym okresie nawiązaliśmy dość ścisłą współpracę ze Zbyszkiem w tym sensie, że wspólnie zaprojektowaliśmy kilka modeli mikserów, bo zależało mi na oferowaniu klientom kompletnych systemów nagłaśniających, a moja firma nie zajmowała się tą działką elektroakustyki. Moja rola ograniczyła się w tym wypadku głównie do zaproponowania pewnych koncepcji rozwiązań funkcjonalnych, a produkcją zajmował się wyłącznie Zakład Elektroniki. Jednak część mikserów miała moje logo firmowe, choćby dlatego, że Zbyszek nigdy nie odczuwał potrzeby nadania swojej firmie jakiejś „abstrakcyjnej” czy łatwo wpadającej w ucho nazwy. Uważał bowiem, że wystarczy, gdy będzie kojarzony jako Zakład Elektroniki Zbigniew Piechota, pod którą to nazwą firma została zarejestrowana. Pokazany na fotografii mikser w swoim czasie cieszył się sporą popularnością i sam często z niego korzystałem przy obsłudze imprez z muzyką mechaniczną, łączonych z niewielkimi występami na żywo i kilku znajomych również nabyło ten sprzęt i używało przez wiele lat. Podobnie jak kilka innych urządzeń wytwarzanych przez Zakład Elektroniki, w zasadzie nie miał „funkcjonalnego” odpowiednika na rynku, i to nie tylko gdy chodzi o produkcję krajową. To tyle tytułem wstępu, a teraz przejdę już do zapisu rozmów i zacznę oczywiście od pytania o początki, a nawet cofnę się nieco wcześniej, czyli do momentu, gdy Zbyszek ukończył studia na wydziale elektroniki Politechniki Poznańskiej i uzyskał tytuł mgr inż. o specjalności elektronika i automatyka przemysłowa.
Studia, jako poznaniak kończyłeś w mieście rodzinnym, a całą aktywność zawodową związałeś z Łodzią i z Głownem. Jak to się stało?
Zbigniew Piechota: Do Łodzi przeprowadziłem się zaraz po skończeniu studiów, co związane było z małżeństwem i podjąłem pracę w Instytucie Techniki Cieplnej. Tam zajmowałem się głównie kwestiami akustyki, czyli pomiarami produkowanych urządzeń, w znajdującej się na terenie zakładu dużej komorze bezechowej.
O, to ciekawe, nigdy bym nie przypuszczał, że firma zajmująca się ogrzewaniem prowadziła również badania w dziedzinie akustyki.
Pomiary te miały bardzo duże znaczenie choćby dlatego, że urządzenia musiały spełniać wiele norm dotyczących wytwarzanego przez nie hałasu, np. duże wentylatory generują sporo decybeli i chodziło o to, żeby ten hałas skutecznie ograniczać. Była to ciekawa praca, wymagająca również umiejętności posługiwania się dość zaawansowanym jak na tamte czasy sprzętem pomiarowym i można uznać, że pierwsze kroki w dziedzinie akustyki stawiałem właśnie tam. Pracowałem w tej firmie przez 7 lat i była to moja jedyna praca na państwowym etacie, a już w roku 1979 założyłem własną firmę pod znanym ci szyldem i prowadziłem ją przez 36 lat.
Uniwersalny, rackowy mikser estradowy
To może opowiedz teraz coś o samych początkach i o tym jak to się stało, że zainteresowałeś się właśnie mikserami.
Wiele zawdzięczam panu Andrzejowi Sochorowi, którego firma w tamtych czasach znana była głównie z produkcji taśmowych kamer pogłosowych, cieszących się doskonałą opinią i które w pewnym sensie były wówczas „standardem” branżowym. To właśnie pan Andrzej wciągnął mnie w tematy estradowe, wskazując na fakt, że na rynku brakuje dobrej klasy mikserów krajowej produkcji i że mógłbym zająć się tym tematem. Założyłem więc firmę, ale przez kilka lat działałem pod szyldem spółdzielczym, będąc członkiem spółdzielni Elektrometal, co znacznie ułatwiało wiele spraw, bo za komuny indywidualna działalność w tej branży nie była łatwa. Miałem również niewielki udział w projektowaniu pewnych elementów elektroniki do kamer Sochora, ale zająłem się jednak głównie swoją działką i po kilku latach wystąpiłem ze spółdzielni, koncentrując się już na samodzielnej aktywności. Jednak Andrzej Sochor ułatwił mi nie tylko start, ale również, dzięki swoim „koneksjom” umożliwił kontakt z instytucją o nazwie Centrala Handlowa Przemysłu Muzycznego, która w tamtych czasach była właściwie monopolistą w skali krajowej, gdy chodzi o handel sprzętem nagłaśniającym i instrumentami. Posiadała sieć sklepów w całej Polsce i przez wiele lat duża część mojej produkcji trafiała właśnie do centrali na ulicy Długiej w Warszawie, gdzie dostarczałem zamówione miksery i więcej nie musiałem się nimi interesować, co oczywiście było bardzo komfortową sytuacją, dziś raczej nie do pomyślenia.
Te miksery od początku powstawały w zakładzie w Głownie, prawda? Jak rozumiem dlatego, że miałeś tam do dyspozycji niewielki lokal rodzinny, choć codzienne kursy z Łodzi do Głowna i z powrotem, 30 km w jedną stronę, po nie najlepszych w owych czasach drogach, pewnie dawały się trochę we znaki?
Tak, dokładnie tak było, a do nabijania kilometrów po pewnym czasie się przyzwyczaiłem, tym bardziej, że miałem już wówczas własny samochód, czyli odkupiony od pogotowia Fiat 125p w wersji combi.
No proszę, ja też miałem w latach 90. identyczny samochód, odkupiony od kolegi z firmy Soundman. Praktyczny i sporo można było do niego zapakować, co w naszej branży jest dość istotną kwestią. A potem miałem Poloneza w wersji Cargo, czyli takiej, jaką używało właśnie m.in. pogotowie. No ale to były takie czasy, że nawet gwiazdy muzyki rockowej jeździły samochodami krajowej produkcji i np. Zbyszek Hołdys też miał Poloneza.
Ja też potem jeździłem Polonezem przez wiele lat, jednak te codzienne podróże stawały się coraz bardziej uciążliwe i dlatego w pewnym momencie postanowiłem wybudować dom w Łodzi, w którym miało się również znaleźć miejsce na warsztat. Dom powstał, ale oddałem go córce i jej dzieciom, a sam nadal mieszkam w bloku i na szczęście nie muszę już jeździć do Głowna, choć wciąż znajduje się tam mnóstwo gratów i przede wszystkim duże zapasy podzespołów, z którymi nie bardzo jest co zrobić. W dawnych czasach gromadzenie zapasów było konieczne, bo jak wiesz, części trzeba było „zdobywać” i bez takiego podejścia nie było co marzyć o jakiejkolwiek produkcji seryjnej, nawet w niewielkiej skali.
No właśnie, skoro już mówimy o produkcji. Możesz w przybliżeniu określić ile łącznie mikserów powstało w całym okresie Twojej działalności? Chodzi mi o rząd wielkości: setki, tysiące, dziesiątki tysięcy?
Bez przesady, na pewno nie dziesiątki tysięcy. Myślę, że można mówić o kilku tysiącach, czyli 3, może 4, nie więcej. Musisz przecież brać pod uwagę fakt, że w tym niewielkim warsztacie o powierzchni ok. 50m² powstawało praktycznie wszystko, oprócz obudów, bo te wykonywał dla mnie zaprzyjaźniony zakład mechaniczny. Nie tylko sam projektowałem druki, ale przez kilka lat płytki trawione były bezpośrednio w zakładzie i oczywiście montaż wszystkich elementów odbywał się ręcznie, również na miejscu. Podkreślam, że nigdy nie zdecydowałem się na zastosowanie montażu powierzchniowego i wszystkie druki wykonywane były wyłącznie w technice przewlekanej, przez moich pracowników, bezpośrednio na miejscu. Również dzięki temu, każdy mój mikser może naprawić średnio kumaty elektronik, bez użycia specjalistycznych narzędzi, tym bardziej, że wszystkie wyposażane były zawsze w komplet dokumentacji technicznej.
Fragment instrukcji obsługi jednego z wielu oferowanych mikserów, z widocznym schematem toru wejściowego i jego płytki drukowanej.
Podobnie było z sitodrukiem, którego technologię opanowaliśmy w firmie na tyle dobrze, że w pewnym okresie wykonywaliśmy zamówienia na sitodruk na elementach metalowych dla kilku firm zewnętrznych, zupełnie niezwiązanych z naszą branżą i stanowiło to dość istotne źródło dochodów dla zakładu. Oczywiście wszystkie urządzenia po montażu musiały być uruchamiane i testowane, czym zajmowałem się osobiście, również przy użyciu aparatury pomiarowej własnej konstrukcji, zaprojektowanej właśnie do tego celu. Po uruchomieniu i sprawdzeniu każdy mikser odstawiany był na półkę i wygrzewany przez minimum dobę a czasem dłużej, np. przez cały weekend i dopiero wówczas, po powtórnej kontroli mógł zostać zapakowany w pudełko i wysłany do klienta. Oczywiście żadna duża firma nie postępowała w ten sposób, bo w przypadku produkcji wielkoseryjnej obowiązują zupełnie inne reguły, a kontrola techniczna często sprowadza się jedynie do wyrywkowego testowania losowo wybranych egzemplarzy.
No tak, u mnie było identycznie, gdy jeszcze zajmowałem się wytwarzaniem końcówek mocy, a wcześniej wzmacniaczy gitarowych. Również każdy głośnik był indywidualnie sprawdzany i testowany, czego z całą pewnością nigdy nie praktykował i nie praktykuje żaden producent. Używasz określenia „my” czyli jak rozumiem, masz na myśli swoją załogę. Ile osób pracowało w firmie w najlepszych czasach i kiedy były te najlepsze czasy?
Był okres, że na mojej „liście płac” figurowało około 10 osób, przy czym bezpośrednio w zakładzie przy montażu i pracach pomocniczych pracowało ich 6. To wczesne lata 90., a potem, gdy pojawiła się chińska konkurencja, było już coraz trudniej i musiałem znacznie zmniejszyć załogę, początkowo do 2 osób, a od 2010 r. pozostałem sam i produkcja w normalnym tego słowa rozumieniu w zasadzie się zakończyła, a ja ograniczałem się głównie do serwisu. Zaś w roku 2012 doczekałem się emerytury, co jednak nie spowodowało jeszcze zamknięcia zakładu.
Ja też czekam na nią z utęsknieniem i mam nadzieję, że się doczekam, bo w końcu coś od tego ZUS-u nam się należy, za tyle lat płacenia składek. No ale to tak na marginesie, a teraz chciałbym, żebyś trochę opowiedział o swoich klientach, czyli o tych osobach, które kupowały Twoje wyroby bezpośrednio w firmie, bo przecież nie tylko przez sklepy je oferowałeś.
Oczywiście, wiele osób trafiało wprost do firmy, a ja zawsze wyjątkowo ceniłem sobie takie kontakty i zawsze chętnie słuchałem wszelkich sugestii, bo w dziedzinie, którą się zajmowałem, jest wiele różnych niuansów i często wymagania bardzo się różnią, choć oczywiście pewne standardy muszą być zachowane. Do dziś posiadam kilka tysięcy kontaktów do swoich dawnych klientów, które pewnie można by jakoś wykorzystać w razie potrzeby.
To ciekawe, co mówisz, bo ja również posiadam taką listę, która obejmuje praktycznie niemal wszystkie osoby, które coś u mnie kupiły, niemal od początku istnienia firmy. Dzięki temu, gdy np. dzwoni ktoś i pyta, czy go pamiętam, bo 20 lat temu kupił u mnie np. jakieś paczki, czy cały zestaw nagłaśniający, to nawet jeśli „osobiście” nie pamiętam, zawsze mogę zerknąć w zeszyt i po numerze wyrobu, albo po dacie nabycia, ustalić kto zacz. Oczywiście są na tej liście również osoby, które w komplecie (lub rzadziej niezależnie) nabyły któryś z Twoich mikserów i co ciekawe, wielu z tych klientów używa ich do dziś, choć ostatnie sprzedawałem już blisko 15 lat temu, podobnie jak ostatnie egzemplarze końcówek mocy.
Faktem jest, że moje miksery potrafią rzeczywiście pracować długie lata, choć oczywiście pewne elementy (jak np. potencjometry) zużywają się sposób naturalny i kiedyś muszą zostać wymienione. Jednak w tym wypadku bardzo pomaga konstrukcja tych urządzeń, czyli montaż każdego kanału na oddzielnej płytce + płytki sumy i dodatkowe, jak np. korektorów graficznych. Obecnie chyba tylko jeszcze jedna firma z dużych producentów światowych pozostała przy tej technologii, której ja byłem wierny od początku do końca i nigdy nawet nie rozważałem innych opcji, czyli konstrukcji jednopłytowych. Nigdy również nie używałem przy montażu elementów cyny bezołowiowej, co również w bardzo istotny sposób wpływa na niezawodność wyrobu.
Ja też na szczęście nie używałem nigdy tego „wynalazku” i cieszę się, że nie oferuję już żadnej elektroniki, bo wymogi tego typu dla małych producentów są praktycznie nie do spełnienia, a jeśli nawet ktoś by się bardzo uparł, to po co upierać się przy czymś, co sprawia wyłącznie problemy?
No właśnie, na szczęście tego typu problemy obaj mamy już z głowy, niech się martwią inni (śmiech).
Mikser dyskotekowy w wersji mini.
Czy potrafisz określić, które z produkowanych mikserów cieszyły się największą popularnością, lub inaczej formułując pytanie, na które był największy popyt?
Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. W różnych okresach zapotrzebowanie dynamicznie się zmieniało. Ale np. przez cały okres działalności było zapotrzebowanie na różne typy mikserów dyskotekowych, których wytwarzałem kilka modeli, od najprostszych, do dość zaawansowanych, które można było chyba określić mianem urządzeń profesjonalnych i wiem, że kilku znanych DJ-ów w swoim czasie z nich korzystało. Pod koniec działalności najlepiej sprzedawały się małe modele, które również w dawniejszych czasach często wykorzystywane były np. w kościołach, do czego w pewnym sensie przyczyniła się również moja współpraca z firmą Rduch, której oferta skierowana jest właśnie na ten rynek.
Wiem, że część mikserów wykonywana była również w wersji monofonicznej i jak rozumiem, właśnie do takich zastosowań doskonale się nadawały?
Oczywiście, choć oferowałem również wielokanałowy mikser monofoniczny, wyposażony w 4 niezależne sumy wyjściowe, z możliwością komutacji każdego z 12 kanałów do dowolnej z nich, którego zdjęcie też się zachowało w moich archiwach, ale podobnie jak wiele pozostałych, jest w dość marnej rozdzielczości, bo w tamtych czasach fotografia cyfrowa dopiero raczkowała. No ale jako ciekawostkę można je pokazać.
A jaka była największa bariera w rozwoju firmy, o ile w ogóle była?
Myślę, że swego rodzaju barierą, ale w cudzysłowie, był fakt, że nigdy nie chciałem powiększać firmy. Zależało mi bowiem na tym, żeby całą działalność kontrolować osobiście – począwszy od projektów, przez wdrożenia, niektóre czynności produkcyjne, kontrolę jakości, a kończąc na kwestiach handlowych i marketingowych.
No to i w tym zakresie mieliśmy jak widzę podobne podejście, bo ja również od początku narzuciłem firmie pewne ograniczenia, wychodząc z bardzo podobnych założeń.
No tak, tyle, że w twoim przypadku to już było pewne ekstremum, bo o ile wiem, nigdy nie zatrudniałeś żadnych pracowników, czyli była to typowa jednoosobowa działalność gospodarcza, a ja jednak sam nie byłbym w stanie rozwinąć firmy tak, jak to miało miejsce przez dłuższy czas.
To może opowiesz teraz coś o dość ciekawym epizodzie w działalności firmy, czyli eksporcie mikserów do Nigerii.
To faktycznie swego rodzaju ciekawostka i nie taki całkiem epizod, bo ta współpraca trwała ok. 4-5 lat i w tym czasie kilkadziesiąt mikserów odleciało do Afryki. Miałem kontakt tylko z jednym człowiekiem stamtąd, rodowitym Nigeryjczykiem, który co jakiś czas przylatywał do Polski i zabierał niewielkie partie urządzeń. Czasem spotykaliśmy się tylko na lotnisku, gdzie zawoziłem towar i załatwiałem różne formalności celno-eksportowe, bo w pewnym momencie miało to już dość oficjalny charakter. Nie wiem dokładnie dlaczego ta współpraca się skończyła, zdaje się, że mój kontrahent miał jakieś problemy osobiste, ale nie ukrywam, że sam fakt, że moje urządzenia sprawdziły się również w tak egzotycznych warunkach daje jednak sporą satysfakcję. Sądzę, że dużą rolę odegrało to, że – jak już wspominałem – dostarczałem wszystkim klientom pełną dokumentację techniczną i dzięki temu nawet w Nigerii nie było problemów z serwisem, tym bardziej, że zawsze mogli otrzymać ode mnie dowolne podzespoły jako części zamienne.
Oprócz mikserów Zbyszek wdrożył do produkcji kilka innych urządzeń, jak choćby rackowy intercom do komunikacji między stanowiskiem realizatora FOH i monitorowym.
A skąd czerpałeś inspirację do projektów urządzeń? Czy przy projektowaniu schematów korzystałeś z gotowych rozwiązań firmowych, czy raczej stosowałeś własne „patenty”?
Tutaj należy rozgraniczyć dwie sprawy: pierwsza, to sama koncepcja urządzenia w sensie funkcjonalno-użytkowym, a druga, to stworzenie schematu ideowego całej elektroniki, oczywiście mając na uwadze pierwszą kwestię. Jeśli chodzi o funkcje użytkowe, to musiałem oczywiście dostosowywać projekty do oczekiwań klientów, które często opierały się na tym, co oferowały firmy zachodnie, i choć pewnych barier przeskoczyć nie mogłem, to jednak zawsze starałem się oferować produkt oryginalny w tym sensie, że żadne moje urządzenie nie było nawet zbliżoną kopią jakiegokolwiek produktu zagranicznego. Jeśli zaś chodzi o projekty układów elektronicznych, to myślę, że może w 50% opierałem się na rozwiązaniach znanych producentów, choć zdobycie schematów w czasach, gdy nie istniał jeszcze internet, wcale nie było proste. Pozostałe 50% to już moja własna inwencja, poparta oczywiście wiedzą techniczną i doświadczeniem. Zwracam również uwagę na fakt, że w przeciwieństwie do wielu uznanych firm, nie szukałem nigdy oszczędności za wszelką cenę i dobrym przykładem na to są symetryczne wyjścia liniowe, realizowane oczywiście na gniazdach XLR.
Masz na myśli fakt, że wielu producentów mikserów wprowadza w błąd użytkowników, instalując 3 pinowe XLR-y, które tylko udają wyjście symetryczne?
Dokładnie o tym mówię. Kilka razy byłem mocno zaskoczony faktem, że renomowane firmy wyposażają swoje urządzenia w takie gniazdo, gdzie pin nr 3 w ogóle nie jest do niczego podłączony, czyli „wisi w powietrzu”, albo ewentualnie przez rezystor podłączony jest do masy, ale nie ma to nic wspólnego z prawdziwym wyjściem symetrycznym, które przecież wymaga zastosowania jedynie pojedynczego wzmacniacza operacyjnego, który kosztuje kilkadziesiąt centów. Taki „patent” stosuje np. w wielu budżetowych modelach pewna brytyjska firma, którą obaj dobrze znamy i cenimy. Zaś w wielu moich konsoletach nie tylko wyjścia główne, ale również np. tor mono, jeśli był wyposażony w gniazdo wyjściowe XLR, zawsze był w pełni symetryczny, co nabierało szczególnego znaczenia przy długich kablach połączeniowych.
No tak, ale jeśli pomnożymy te wspomniane kilkadziesiąt centów przez kilkadziesiąt tysięcy urządzeń, to już robi się konkretna suma, którą miło jest zaoszczędzić.
Fakt, ale mali producenci, tacy jak ja czy ty, nie muszą szukać takich idiotycznych oszczędności, na których tylko traci klient. Poza tym uważam, że obowiązuje jednak jakaś etyka zawodowa, która nie pozwala na tego typu zabiegi, no ale to szerszy temat.
Profesjonalny, rackowy mikser dyskotekowy z suwakami 100 mm.
No to w takim razie chciałbym, abyś na zakończenie wyraził swoją opinię właśnie na temat szans takich małych producentów w dzisiejszych realiach rynkowych. Doskonale wiemy, że sporo firm w naszej branży się zwinęło, inne się przebranżowiły, jak choćby wspomniany przez ciebie Sochor, jeszcze inne, w swoim czasie mające pewne realne osiągnięcia, pod swoim logo oferują już w zasadzie tylko produkty dalekowschodnie, a niektóre, jak choćby moja, bardzo ograniczyły asortyment oferowanych wyrobów, zdając sobie sprawę z tego, że w wielu asortymentach konkurować po prostu się nie da. Czy gdybyś dziś startował od zera, również zająłbyś się mikserami?
No cóż, jasne jest, że człowiek chciałby zajmować się tym, co go najbardziej interesuje, ale czasy są takie, że musiałbym bardzo poważnie się zastanowić, czy akurat miałbym szansę zaistnieć na rynku jako producent mikserów. Największy problem widzę w tym, że obecnie mocno dominuje już technika cyfrowa i miksery analogowe powoli przechodzą do historii, choć oczywiście są nadal produkowane i wciąż znajdują nabywców. Może udałoby się jakoś odnaleźć w tej niszy, ale w zakresie produktów budżetowych bardzo ciężko konkurować z chińską masówką, a raczej trudno sobie wyobrazić produkcję jakichś elitarnych, zaawansowanych konsolet analogowych, dla fanów tego typu konstrukcji. Z drugiej strony wciąż przecież konstruowane są i sprzedawane preampy analogowe, często wzorowane na urządzeniach sprzed lat, więc może tutaj byłoby miejsce dla małej manufaktury, choć oczywiście to tylko czysto teoretyczne rozważania.
I jeszcze jedno, dość istotne pytanie: Czy nadal można się do Ciebie zwracać w kwestiach serwisowych i czy udzielasz jeszcze jakichś porad, gdy chodzi o kwestie eksploatacyjne produkowanych w latach ubiegłych mikserów?
Oczywiście staram się w miarę możliwości pomagać, choć stan zdrowia jest jednak pewnym ograniczeniem.
Dziękuję Ci za ten wywiad i właśnie zdrowia przede wszystkim życzę, bo ono w końcu jest przecież najważniejsze, z czego człowiek w naszym wieku coraz bardziej zdaje sobie sprawę.
–
Jak było wcześniej wspomniane, w kooperacji ze Zbyszkiem Piechotą powstało kilka modeli mikserów, sygnowanych logo PMP. Pomyślałem sobie, że interesujące będzie dla czytelników przedstawienie jednego z nich w formie nieco bardziej szczegółowego opisu. Oto więc konsoleta, która była również oferowana przez Zakład Elektroniki pod oznaczeniem M 2314. Mikser zaprojektowano w taki sposób, że wszystkie elementy regulacyjne, gniazda we/wy i gniazdo sieciowe z wyłącznikiem zasilania znalazły się na jednym, górnym panelu urządzenia, dzięki czemu można go było wygodnie eksploatować w „walizce” rackowej o niewielkiej głębokości, z dostępem wyłącznie od góry. „Uszy” do mocowania w racku były elementem oddzielnym, dołączanym jednak jako standardowe wyposażenie i ta uwaga dotyczy wszystkich mikserów oferowanych przez Zakład Elektroniki, które były wykonywane w wersji rack 19”.
Uniwersalny, rackowy mikser estradowy
Mikser wyposażony został w 6 monofonicznych kanałów wejściowych i 4 tory stereo, przy czym zwracam uwagę na fakt, że – w przeciwieństwie do większości konstrukcji popularnych mikserów – kanały stereo nie były niemal w żaden sposób „zubożone” w stosunku do wejść mono, co umożliwiało bardzo komfortową pracę. Jeśli chodzi o wejścia 1-6, to mimo niewielkich gabarytów miksera (wysokość 270 mm), udało się umieścić w nich wszystkie niezbędne regulatory, łącznie z niezależnie załączanym na każdym kanale zasilaniu phantom, filtrem dolnozaporowym 80 Hz, przyciskiem PFL, diodami sygnalizującymi poziom wysterowania, a nawet wyłącznikiem toru z własną sygnalizacją aktywności. Małego wyjaśnienia wymaga przycisk umieszczony przy korektorze barwy MID. Pozwalał on na wybór 2 częstotliwości środkowych filtru – 800 Hz lub 2,5 kHz – i w pewnym stopniu zastępował klasyczny filtr parametryczny, pozwalając na „oszczędzenie” miejsca w pionie. Kanały stereo były pozbawione tego przełącznika i to jedyny szczegół, który odróżniał je od torów mikrofonowych. Jeśli chodzi o sumę, to na suwakach o długości 60 mm zrealizowano wyjścia główne L/R i wyjście toru Aux. W wygodnym miejscu umieszczono gniazdo słuchawkowe z regulacją poziomu, przy czym warto zauważyć, że na słuchawkach można było kontrolować zarówno sygnał z wyjścia Master L/R, jak i poziom dowolnie wybranego kanału, po uaktywnieniu przycisku PFL. Oczywiście ten poziom równocześnie był sygnalizowany „wizualnie” na jednej z linijek ledowych. Tuż nad gniazdem słuchawek znalazł się wyłącznik crossovera dolnoprzepustowego 100 Hz, obsługującego wbudowane wyjście mono, dzięki czemu, bez żadnych dodatkowych urządzeń można było wykorzystać mikser do sterowania oddzielnym torem subbasowym. Ta funkcja to był właśnie jeden z kilku moich własnych pomysłów, które Zbyszek chętnie wykorzystał i zaaplikował w różnych modelach swoich urządzeń. Potencjometry powrotu efektu pozwalały na domiksowywanie zewnętrznych urządzeń efektowych zarówno do wyjścia AUX jak i sumy L/R, a potencjometr REC OUT regulował poziom na dodatkowej sumie wyjściowej, niezależnie od położenia suwaków L/R. 7 punktowy korektor graficzny przypisany do sumy głównej oferował oczywiście możliwość wyłączenia. Tory sumy wyposażono w „prawdziwe” wyjścia symetryczne na gniazdach XLR i nie zapomniano również o insertach, standardowo zrealizowanych na stereofonicznych gniazdach Jack.
Mikser wykonywany był również w wersji wzbogaconej o 4 dodatkowe kanały mikrofonowe, czyli według „nomenklatury” stosowanej przez niektórych producentów, był urządzeniem 18-kanałowym, bo kanały stereo dla celów marketingowych często liczone są podwójnie. Pokazany wcześniej mikser estradowo-dyskotekowy z logo PMP wykorzystywał identyczne płytki kanałów mono i stereo, ale wyposażony był dodatkowo w crossfader i miał rozbudowany panel tylnych przyłączy. Myślę, że zaprezentowany powyżej wywiad i dodatkowe informacje przekazane przeze mnie dowodzą bez żadnych wątpliwości, że Zakład Elektroniki Zbigniewa Piechoty był czymś zupełnie wyjątkowym na naszym rynku muzycznym i z dużym prawdopodobieństwem można przyjąć, że taka „historia” już się raczej nie powtórzy – nie tylko dlatego, że czasy mamy zupełnie inne, ale również dlatego, że prawdziwi pasjonaci powoli „wykruszają” się z rynku, cokolwiek by to określenie miało oznaczać w tym kontekście.
Na koniec, niejako na potwierdzenie powyższych słów, dodam, że pomysł przypomnienia sylwetki i osiągnięć Zbyszka Piechoty w formie artykułu, spotkał się z bardzo życzliwym zainteresowaniem pana Tomasza Wróblewskiego, znanego m.in. z roli twórcy i redaktora naczelnego pisma Estrada i Studio. Pan Tomasz w latach 90. i wcześniej zajmował się również konstruowaniem różnych urządzeń elektronicznych i z tamtych lat datują się właśnie jego kontakty ze Zbyszkiem, którego dobrze znał i równie wysoko cenił.