X4L - wzmacniacz z DSP z serii X
Biznes „nagłośnieniowy” – w porównaniu z innymi dziedzinami techniki (np. przemysłem samochodowym, czy ...
W poprzednim numerze LSP mieliśmy okazję poznać nieco bliżej koncepcję oraz produkty z serii V-Mixing oraz Digital Snake RSS by Roland, należącej do Roland Systems Group. Oczywiście, bardziej szczegółowa prezentacja opisanych tam urządzeń wymagałaby nie jednego, ale całej serii artykułów. Nie w tym oczywiście rzecz, żeby przedrukowywać tu instrukcje obsługi, zwłaszcza że większość z opisywanym ostatnio urządzeń to stosunkowo prosta w obsłudze, choć skomplikowana technologicznie aparatura. Zaprezentowanie ich funkcji oraz co ważniejszych parametrów w zupełności wystarczy do wprowadzenia Czytelnika w cyfrowy świat miksowania i przesyłania dźwięku Rolanda.
Jednak spośród tej całej gamy przedstawionych ostatnio urządzeń dwa zasługują na głębsze im się przyjrzenie, bo też i o wiele bardziej skomplikowana jest ich struktura i obsługa. Na pierwszy ogień pójdzie ten bardziej wymagający, czyli
Jak już wspomniałem w poprzednim artykule, całkiem niedawno, bo w zeszłym roku, zaprezentowano ten kompaktowy mikser cyfrowy, który jest w stanie obsłużyć 48 kanałów wejściowych oraz 16 szyn wyjściowych plus 8 matrycowych. Co prawda, spoglądając na panel tylny miksera ktoś może zapytać: „po co 48 kanałów, skoro fizycznych wejść mamy tylko 8”? Owszem, analogowych wejść w mikserze jest rzeczywiście osiem, ale owe 48 kanałów wejściowych to nie żadna „fikcja literacka” ani też chwyt marketingowy. Osiem „analogów” w zasadzie będziemy wykorzystywać głównie „lokalnie”, np. jeśli będziemy chcieli skorzystać z dodatkowego, sprzętowego procesora efektów lub podłączyć odbiornik( i) bezprzewodowy, znajdujący się na stanowisku realizatora FOH. Natomiast tym, co sprawia, że pełne 48 kanałów wejściowych mamy do dyspozycji w każdej chwili, bez konieczności montowania dodatkowych kart z wejściami analogowymi lub cyfrowymi (jak to często bywa w innych mikserach cyfrowych), są wbudowane porty REAC (Roland Ethernet Audio Communication). Dla przypomnienia, bo pisałem już o tym ostatnio, REAC to technologia transferu wielokanałowego sygnału audio w dziedzinie cyfrowej, o rozdzielczości 24 bitów, bazującej na protokole Ethernet, która pozwala na przesyłanie za pomocą skrętki Cat5e do 40 nieskompresowanych kanałów audio z bardzo niską latencją, bez strat w sygnale, obcinania pasma i zakłóceń. Jak widać, rachunek jest prosty – 40 kanałów przesłanych poprzez REAC plus 8 z wbudowanych gniazd wejściowych daje w sumie 48 kanałów wejściowych.
Nie ma jednak róży bez kolców, a więc i tu jest pewien szkopuł – jeśli wszystkie z dostępnych 40 kanałów REAC wykorzystamy jako wejścia, nie będziemy już mieli możliwości przesłania tym samym protokołem jakichkolwiek sygnałów z powrotem na scenę. Oczywiście, mamy jeszcze do dyspozycji wbudowane osiem wyjść analogowych, ale wtedy tracimy najważniejszą zaletę, jaką daje nam REAC, czyli możliwość przesyłania wielu kanałów za pomocą zwykłej, cienkiej skrętki zamiast grubego kabla wieloparowego. W rzeczywistych zastosowaniach będzie więc tak, że kilka kanałów (co najmniej dwa, jeśli monitory realizowane są osobno, a wszystkie sygnały sterujące nagłośnieniem przodowym to suma lewy-prawy) musimy skonfigurować jako wyjścia, ale i tak w dalszym ciągu będziemy dysponować maksymalnie 38 kanałami. Co nie znaczy, że jeśli ktoś się uprze, to nie będzie mógł mieć „na stole” zajętych wszystkich 48 wejść. Wróćmy jednak do M-380.
Jak już wspomniałem, konsoleta dysponuje, wbudowanymi z tyłu, ośmioma analogowymi wejściami i tyleż samo wyjściami – wszystkie zrealizowane na gniazdach XLR (wejścia żeńskie, wyjścia męskie). Oprócz nich mamy, również już wspominane, złącza REAC, których w sumie jest trzy – dwa główne, A i B, oraz trzecie redundantne, które może też służyć do splitowania sygnałów. Z pozostałych przyłączy z tyłu M-380 znajdziemy jeszcze dwa porty MIDI, analogowe wejście stereo (dwa gniazda RCA, tzw. cinch, lewy i prawy), wejście mikrofonu Talkback (XLR), wyjście cyfrowe (RCA i optyczne), złącze USB, RS-323C oraz zasilające. Mamy tu też wyłącznik zasilania oraz dostęp do osłoniętej przykręcaną klapką baterii litowo-jonowej, podtrzymującej zapis w pamięci miksera.
Pozostałe dwa złącza, jakimi dysponuje M-360, znajdziemy na płycie głównej – jedno w prawym górnym rogu (USB), służące do podłączenia pamięci masowej do nagrywania i odtwarzania utworów oraz zapisywania konfiguracji stołu, zaś w lewym dolnym gniazdo Jack 1” stereo, służące do podłączenia słuchawek. I to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o wszelkie gniazda, złącza i przyłącza – może i niewiele, ale w końcu to kompaktowy mikser, a taki zestaw gniazd jest optymalny i, jak się okazuje, w zupełności wystarczający w tych zastosowaniach, do jakich M-380 został zaprojektowany.
czyli nasz panel główny, albo inaczej – interfejs użytkownika, za pomocą którego dokonywać on będzie wszelkich ustawień i operacji.
„Trzysta osiemdziesiątka” oferuje 13 stumilimetrowych, zmotoryzowanych i czułych na dotyk tłumików, duży i jasny wyświetlacz kolorowy o rozdzielczości 800 × 480 (niestety, nie dotykowy, ale to nie ta liga), dedykowane gałki dla efektów EQ, Pan i Gain oraz całą masę różnorakich przycisków, m.in. w każdym kanale SEL, SOLO i MUTE, a także przyciski wyboru warstwy, wyjść AUX, przyciski funkcyjne pod wyświetlaczem oraz nawigacji, wraz z dużym kołem zmiany parametrów. Na panelu głównym znajdziemy też potencjometry regulacji głośności sygnału w słuchawkach, sygnału w monitorach oraz poziomu sygnału mikrofonu Talkback, a także regulacji poziomu wysyłki AUX. Każdy z dwunastu kanałów wyposażony jest też w sześciosegmentowy wskaźnik poziomu sygnału LED oraz kontrolkę przesterowania (OVER). Nie będziemy tutaj omawiać funkcji wszystkich manipulatorów na panelu głównym M-380 ani, tym bardziej, sposobu posługiwania się nimi, gdyż od tego jest instrukcja użytkowania. Bardziej interesujące będą możliwości i funkcje, jakimi pochwalić się może cyfrowy „kompakt” Rolanda. Na początek przyjrzymy się, co oferuje nam
Na „dzień dobry” możemy przyporządkować dany kanał wejściowy do fizycznego wejścia lub kanału REAC. Domyślnie jest to skonfigurowane tak, że kanały od 1 do 32 przyporządkowane są do wejść REAC (1-16 REAC A, 17-32 REAC B), kanały 33-40 do wejść analogowych w konsolecie, 41-42 i 43-44 do powrotów z wewnętrznych procesorów FX3 i FX4, 45-46 do Recordera, a ostatnie dwa kanały – 47-48 – do wejść STEREO IN. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby skonfigurować je dowolnie, według własnego uznania.
Po przypisaniu fizycznego wejścia do danego kanału mamy możliwość regulacji czułości, odwrócenia fazy, a także cyfrowego „osłabienia” sygnału (Attenuator – nie mylić z tłumikiem kanałowym). W kolejnym kroku możemy poddać sygnał działaniu filtracji dolnoprzepustowej za pomocą filtra o nachyleniu 12 dB/oktawę i regulowanej częstotliwości. Następnie mamy możliwość dynamicznej obróbki sygnału za pomocą dwóch procesorów: GATE/EXPANDER i COMPRESSOR. I tu uwaga, jednocześnie możemy użyć tylko 24 procesory w obrębie danej grupy, a więc 24 bramki (czy też ekspandery albo dowolną ich konfigurację) i 24 kompresory. Możemy też zainsertować kanał, ale tutaj też uwaga – próżno bowiem szukać gniazd INSERT. Czyżby więc przysłowiowy „pic na wodę”? Nie, insertowanie kanałów odbywa się trochę „na piechotę”, z wykorzystaniem wbudowanych gniazd IN1-IN8 i wyjść OUT1-OUT8. Jak łatwo policzyć, zainsertować możemy maksymalnie osiem kanałów (tylko któż używa więcej insertów?), tracąc niestety proporcjonalną liczbę wejść i wyjść (tylko kto korzysta z więcej niż 4 wejść analogowych, mając przynajmniej 32 wejścia i 8 wyjść po skrętce – pamiętając cały czas, że jest to mikser kompaktowy, do zastosowań adekwatnych do jego rozmiaru, możliwości i ceny!).
Aby zakończyć temat kanałów wejściowych dodajmy, że możemy tutaj „zainsertować” (tym razem w konsolecie, bez żadnych strat „w sprzęcie”) cztery wbudowane procesory efektów FX-FX4, skorygować brzmienie 4-pasmowym korektorem parametrycznym (środkowe pasma w pełni parametryczne, skrajne tylko o charakterystyce półkowej), wyciszyć sygnał (MUTE), rozłożyć go w panoramie (PAN), wysłać w odpowiedniej proporcji na którąś z (lub wszystkie) 16 szyn AUX i oczywiście wyregulować jego poziom za pomocą tłumika. Sporo, jak na „kompakt”, nawet biorąc pod uwagę wspomniane ograniczenia.
Sporo też parametrów do regulacji oferują wyjścia, czyli główne szyny wyjściowe L/R oraz wyjścia AUX w liczbie 16. Tutaj również mamy możliwość „osłabienia” sygnału w domenie cyfrowej (Attenuator), fizycznego zainsertowania go (z takimi samymi ograniczeniami, jak w przypadku wejść), poddania go equalizacji za pomocą takiego samego czteropasmowego korektora parametrycznego, wyciszenia (MUTE), PREZENTACJE 48 kanałów, a tylko 16 tłumików? Nie obejdzie się bez przycisków wywoływania warstw (czterech), a także przywoływania AUXów. Podstawowe okno to widok wszystkich parametrów wybranego przyciskiem SEL kanału. Szybki dostęp do AUXów oraz funkcja SENDS ON FADER to podstawa w przypadku pracy M-380 jako konsoleta monitorowa. regulacji balansu i poziomu wyjściowego za pomocą tłumika. To jednak nie wszystko – każde z wyjść możemy zainsertować (wewnętrznie) 31-pasmowym korektorem graficznym, których M-380 oferuje cztery (plus cztery podwójne, jeśli zamiast efektu wybierzemy dual GEQ w procesorach FX1-4, co nam daje łączną liczbę dwunastu 31-pasmowych korektorów graficznych!). Mamy wreszcie możliwość ograniczenia sygnału za pomocą załączanego limtera, a także wysłania sygnału na wyjścia MATRIX1-MATRIX8, na wyjścia AUX (dla szyn main L/R) oraz na wyjście main L/R (szyny AUX). Jak widać, i tutaj dysponujemy niemałym zbiorem możliwości obróbki sygnałów wyjściowych.
Wspomniałem już wcześniej, iż na każdym kanale wejściowym mamy dwa procesory dynamiki (z ograniczeniem do jednoczesnego wykorzystania maksymalnie po 24 z nich) oraz cztery procesory efektów, które mogą być zainsertowane w kanałach wejściowych, głównych szynach wyjściowych, szynach AUX oraz wyjściach MATRIX bądź też sterowane sygnałami z AUXów. Mamy też do dyspozycji cztery 31-pasmowe korektory graficzne, które można zainsertować na szynach AUX, głównych szynach main L/R i/lub wyjś ciach MATRIX. Rezygnacja z jednego procesora efektowego na rzecz kolejnej pary dostępnych korektorów graficznych pozwala na zwiększenie ich ogólnej liczby nawet do 12.
Procesory dynamiki mogą pracować jako bramka szumów (gate)/ekspander/ducking (pierwszy w kolejności na drodze sygnału) oraz jako kompresor (drugi). Obydwa procesory oferują sporo parametrów, które można regulować – zarówno amplitudowe: próg zadziałania (treshold), nachylenie (ratio), czułość (gain) i kolano (knee), jak i czasowe: atak, podtrzymanie (hold) czy uwolnienie (release). Co ciekawe i warte odnotowania, parametry te możemy zmieniać nie tylko korzystając z przycisków nawigacyjnych i koła zmiany parametrów, ale również za pomocą regulatorów dwóch środkowych filtrów equalizera.
Procesory efektów (FX1-FX4) oferują po 11 różnych efektów, takich jak pogłosy, delaye, pitch shiftery oraz symulatory sprzętowych procesorów Rolanda SDE-3000 i SPH-323. Wszystkie efekty dysponują bogatym zestawem parametrów możliwych do regulacji.
M-380 udostępnia również 8 grup DCA oraz 8 grup MUTE. O takich rzeczach jak odsłuch i podgląd sygnału na wybranym wejściu i wyjściu, funkcji SOLO, o talkbacku i wbudowanych generatorach nawet nie wspominam, bo to przecież obecnie standard nawet w niewielkich konsoletach. Tak samo, jak „dobrodziejstwa” związane z pracą w domenie cyfrowej, a więc możliwość zapisywania różnorakich ustawień i korzystania z bibliotek tychże, zapisywania konfiguracji całego miksera (scen) lub poszczególnych jego funkcji i oczywiście późniejszego ich wywoływania, edytowania, kopiowania i kasowania ich itd.
Z ciekawych, nie wszędzie jeszcze spotykanych, funkcji jest możliwość podłączenia pamięci masowej USB, na której można zapisać konfigurację stołu (to jest już dość powszechnie stosowane), a także nagrywać sygnał z dwóch wybranych kanałów oraz odtwarzać nagrane pliki w formacie WAV (niestety, nie można odtwarzać popularnych „empetrójek”). Daje to realizatorowi spore pole manewru, np. przy odtwarzaniu jingli, spotów reklamowych w przerwach czy wręcz playbacków lub półplaybacków – bez konieczności podłączania dodatkowego odtwarzacza, który na dodatek zajmie nam dwa „cenne” kanały wejściowe. Natomiast nagrywanie przyda się podczas soundchecku lub po koncercie, jeśli organizator uparcie będzie wmawiał nam, że stopa (lub inny instrument) nie była w ogóle nagłośniona.
Warto też wspomnieć, iż wykorzystując jedno z wyjść AUX jako Center możemy uzyskać panoramowanie wyjścia w formacie LCR, czyli lewy-centralny-prawy, dzięki czemu z wyjścia owego AUXa możemy sterować np. centerfilla.
Z ciekawszych i bardzo przydatnych funkcji, gdyż zapewniających szybki dostęp do istotnych parametrów, są przyciski szybkiego wywołania. Jest ich 9 i służą do szybkiego wywołania na wyświetlaczu okna, dzięki któremu mamy podgląd i możliwość obsługi m.in. bramki, kompresora, equalizera, wysyłek AUX czy pamięci scen. Jeden z tych przycisków, znajdujący się w lewym górnym roku miksera, wywołuje widok podstawowy, czyli widok wszystkich parametrów wybranego przyciskiem SEL kanału (CH DISP). W tej samej sekcji znajdziemy też inny przydatny przycisk, nazwany TOUCH SELECT, dzięki któremu – po jego uaktywnieniu – wystarczy dotknąć tłumik wybranego kanału, aby automatycznie wejść w tryb jego edycji (już bez konieczności przyciskania „jego” przycisku SEL). Nad funkcją SENDS ON FADER, która jest bardzo przydatna w przypadku wykorzystywania miksera jako stół monitorowy, też nie będę się rozwodził, gdyż jest już ona standardem w dobrych konsoletach cyfrowych, a więc nie mogło jej zabraknąć i tutaj.
Można by jeszcze sporo pisać o funkcjach i możliwościach, jakie oferuje nam ten bardzo „sympatyczny” mikserek (całe MENU konfiguracji, możliwość zdalnego sterowanie przez MIDI i złącze RS-323C, User Setting pozwalająca na „zaprogramowanie” kto i jaki dostęp będzie miał do konsolety – pełny, czy ograniczony, itd.), ale miejsca coraz mniej, a przecież mamy tu jeszcze poruszyć jeden temat. M-380 może bowiem „nadzorować” pracę innego miksera, jeszcze mniejszego, czyli
a skoro mamy coś na ten temat napisać, warto najpierw przyjrzeć się samej „czterdziestce ósemce”. M-48 to, zgodnie z pełną jego nazwą (Live Personal Mixer), urządzenie dzięki któremu artysta na scenie (ale też i w studiu, co poniekąd zaprzecza słowu „live” w nazwie) ma możliwość dowolnego, według własnego uznania, konfigurowania i sterowania tym, co chce słyszeć w odsłuchach – czy to leżących na scenie (wedge), czy to tkwiących w jego uszach, w formie słuchawek (dla tych drugich ma on wbudowaną bardzo przydatną funkcję, o czym za chwilę).
M-48 sam z siebie jest w zasadzie bezużyteczny, gdyż aby w pełni skorzystać z jego ogromnych możliwości potrzebujemy konsolety, która będzie zarządzać sygnałem doń przesyłanym (wszystkie oferowane przez Rolanda – M-400/M-380/M-300 – są do tego przystosowane) lub komputera, a także urządzenia, które będzie jednocześnie splitterem sygnału i „zasilaczem” naszego miksera osobistego, czyli M-4000D (o którym szerzej pisałem w poprzednim artykule). Owo zasilanie podawane jest wraz z sygnałem audio, a to za sprawą technologii REAC Embedded Power, która oferuje takie oto „cudo”.
I znów nie będziemy zagłębiać się tutaj w szczegóły technologiczne i konfiguracyjne, czyli jak, co i z czym połączyć oraz jak to skonfigurować, gdyż aby to zrobić dobrze nie obejdzie się bez uważnej lektury instrukcji użytkowania zarówno M-48, jak i miksera, który będzie jego pracę „nadzorował”. My skupimy się raczej na zaprezentowaniu, co ów mikserek „może” (i dlaczego aż tyle).
Z wyglądu (patrz zdjęcie) na pewno nikt nie posądziłby „czterdziestki ósemki”, że jest mikserem 40-kanałowym. Tak, to prawda – M-48 może zmiksować do 40 kanałów, ale to nie znaczy, że muzyk, który będzie się nim posługiwał, może „kręcić” czterdziestoma źródłami dźwięku. Ale po kolei – bo wszak mieliśmy mówić najpierw o wyglądzie.
M-48 ma wygląd niewielkiego, płaskiego modułu z kilkoma obrotowymi enkoderami (a konkretnie ośmioma), niewiele mniejszą liczbą tradycyjnych potencjometrów (siedem) oraz kilkunastoma przyciskami i LEDowym wskaźnikiem poziomu – to jeśli chodzi o panel główny. Z tyłu urządzenia znajdziemy złącze REAC, wyjście liniowe (2 x Jack 1” – lewy i prawy) i gniazdo do nagrywania (Jack 1/8”), dwa wyjścia słuchawkowe wraz z potencjometrem regulacji poziomu głośności (mały i duży Jack), wejście AUX oraz wbudowany mikrofon AMBIENT MIC
M-48 może przyjąć (poprzez złącze REAC) i zmiksować 40 kanałów, przy czym owe 40 wejściowych kanałów trzeba przyporządkować do maksymalnie 16 stereofonicznych grup miksowania. Tego przypisania konkretnych źródeł dźwięku (kanałów) do danej grupy, a także ustawień poziomu, panoramy oraz przełącznika AUX (on lub off) dla każdego z 40 kanałów dokonuje realizator za pomocą konsolety Rolanda lub komputera podłączonego np. do splittera M-4000D (jeśli realizator posługuje się innym typem konsolety). Przypisywać można dowolną liczbę kanałów do dowolnej liczby grup miksowania i w zupełnie dowolnej konfiguracji (domyślnie 16 pierwszych kanałów jest przypisanych do grup od 1 do 16 – każdy tylko do „swojej”, a pozostałe są nieprzypisane).
Jak podzielić owe 40 kanałów na tylko 16 grup? Zacznijmy od tego, iż z przyczyn podanych wyżej (musimy z dostępnych 40 kanałów możliwych do przesłania przez REAC zostawić przynajmniej 2, a zapewne więcej, jako powroty na scenę) zapewne nie będziemy dysponować więcej niż 32-36 kanałami. W zależności od tego, kto będzie obsługiwał dany mikser osobisty, różne będą jego/jej preferencje. Np. perkusista będzie zapewne chciał mieć możliwość „kręcenia” każdym ze swoich „bębenków” osobno, a już na pewno stopą, werblem, hi-hatem i tomami – tak więc przynajmniej 6 pierwszych grup będzie miało przyporządkowany tylko jeden kanał, ten, którym będzie przesyłany sygnał danego instrumentu. Ale już np. niekoniecznie będzie zależało mu na tym, aby regulować poziomem każdego gitarzysty osobno czy każdą osobą w chórku – te będą więc zbiorczo wysłane na jedną z pozostałych grup – wszystkie gitary na jedną i wszystkie wokale z chórków na drugą. Wokaliście głównemu bardziej będzie zależało na tym, aby gitara prowadząca mogła być regulowana osobno, tak samo jak każdy wokalista w chórku (bo np. jeden co nieco fałszuje, wybijając tym lidera z tonacji, toteż trzeba go mocno wyciszyć). Zażyczy więc sobie takiego przypisania sygnałów wejściowych do grup, aby mieć każdy wokal osobno, tak samo gitarzystę prowadzącego, ale już perkusję będzie chciał mieć całą na jednej grupie, ewentualnie na innej, osobnej, stopkę.
I tak dalej – możliwości konfiguracyjnych M-48 jest niezliczona ilość, w zależności od liczby wykorzystanych kanałów wejściowych, instrumentarium, rodzaju muzyki i oczywiście od tego, dla kogo przygotowujemy ów miks – wokalisty, gitarzysty, perkusisty czy może jeszcze innego muzyka (no i oczywiście od ich preferencji, na co wolą mieć większy, a na co nieco mniejszy wpływ w swoim miksie monitorowym). Zwróćmy jednak uwagę, że dla średniej wielkości zespołów owe 16 grup może być w zupełności wystarczające, aby mieć każdy instrument na osobnej grupie. Tylko po co aż tak utrudniać sobie i tak niełatwą pracę na scenie – przecież od tego jest realizator monitorów. Muzyk na scenie powinien mieć możliwie jak najmniej do ogarnięcia, a więc jak najmniej grup – tylko te najważniejsze, np. swój instrument, sumę stereo i ewentualnie grupy instrumentów – całą perkusję, gitarzystów, wszystkie klawisze, itd. Zwłaszcza że regulacja poziomu sygnału owych 16 dostępnych grup miksowania to nie jedyny parametr, jakim może sobie artysta na scenie pokręcić.
Żeby nie przedłużać i tak sporego już artykułu, w dużym skrócie napiszę cóż jeszcze do dyspozycji muzykowi na scenie daje M-48. Dla każdej grupy miksowania, oprócz poziomu sygnału, za pomocą miksera osobistego można jeszcze zmienić ustawienia panoramy sygnału, dodać do sygnału pogłos (z wbudowanego, z oczywistych względów niezbyt wysokich lotów, procesora pogłosowego – bez możliwości ingerencji w jego parametry, jak czas pogłosu, itp.), włączyć funkcję SOLO oraz skorygować jego brzmienie za pomocą trzypasmowego korektora z półparametrycznym środkiem (regulacja częstotliwości w zakresie 20 Hz-20 kHz i tłumienia/ wzmocnienia ±15 dB, skrajne pasma o stałej częstotliwości 120 Hz i 10 kHz). To są parametry możliwe do regulacji dla każdej z 16 grup miksowania. Co ciekawe, dostęp do tych parametrów możliwy jest również bez konieczności fizycznego dostępu do miksera M-48 – można ich też dokonywać z poziomu konsolety sterującej FOH lub monitorowej albo też za pomocą komputera.
Oprócz tego wykonawca może jeszcze regulować poziom sygnału wyjściowego LINE OUT, a także sygnał wychodzący na słuchawki – jego poziom wyjściowy w zakresie od -? do +10 dB – barwę za pomocą dwupasmowego korektora 120 Hz i 10 kHz oraz włączyć limiter o regulowanym progu zadziałania. Dodatkowo – choć zupełnie nie wiem po co, bo to w pewnym sensie dublowanie regulatorów – na tylnym panelu (o czym już wspominałem) znajduje się potencjometr tłumiący sygnał wychodzący na słuchawki od 0 dB (bez tłumienia) do -50 dB.
I na koniec rodzynek w cieście – wbudowany mikrofon ambientowy pozwalający domiksować z odpowiednim, regulowanym poziomem do sygnału wychodzącego na słuchawki to, co zbierze, czyli otoczenie. Dzięki temu muzyk z słuchawkami dousznymi nie będzie czuł się zupełnie odizolowany od publiczności i reszty artystów, będzie też mógł się z nimi porozumieć bez konieczności każdorazowego wyciągania słuchawek z uszu – pomysł godny pochwały.
M-48 dysponuje też wewnętrzną, 16-komórkową pamięcią do zapisywania aktualnych konfiguracji i ustawień miksera, które można potem w odpowiednim momencie wywołać. Zapisywania i wywoływania zapisanych ustawień można dokonywać z poziomu M-48, sterującej jego pracą konsolety lub komputera.
A już naprawdę na koniec dodam, iż korzystając ze splittera M-4000D mamy możliwość obsłużenia maksymalnie 8 mikserów osobistych. Mało? Nic prostszego, dołączając do niego kaskadowo drugi splitter mamy kolejne 8, a więc w sumie aż 16 mikserów M-48 na scenie. A to już jest naprawdę sztab ludzi. Teoretycznie tą metodą, dołączając kolejne M-4000D, można zapewnić osobny odsłuch z własnym mikserem całej orkiestrze symfonicznej, ale po pierwsze koszt tego byłby kolosalny, po drugie byłoby to już totalne przegięcie (tzw. przerost formy nad treścią), a po trzecie 99% jej składu nie miałoby pojęcia co z tym zrobić. Pomijając już fakt, że rasowy muzyk symfoniczny najlepiej słyszy siebie i pozostałe instrumenty „z powietrza”.
To naprawdę bardzo ogólna prezentacja małych, acz „sprytnych”, obficie wyposażonych i niewątpliwie bardzo przydatnych mikserów cyfrowych Rolanda. Ogólna z powodu ograniczeń „terytorialnych”. Po szczegóły odsyłam na stronę internetową producenta i polskiego dystrybutora.
Piotr Sadłoń