Shure PSM 900 - profesjonalny system odsłuchu dousznego
Systemy nagłośnieniowe, jak wszystko w historii techniki, ewoluowały przez lata, od prostych, wręcz banalnych ( patrząc z perspektywy czasu) urządzeń stosowanych do nagłaśniania poczynając, na rozbudowanych obecnie systemach, opartych na procesorach DSP i innych zdobyczach techniki cyfrowej kończąc.
Co będzie w przyszłości, trudno powiedzieć i aż strach myśleć, czy za 20, 30 czy 50 lat sprzęt, który obecnie uznajemy za szczyt nowoczesności, postrzegany będzie jako antyk, tak jak my obecnie traktujemy konsolety, procesory czy urządzenia głośnikowe z lat 50., 60. czy nawet 70. ubiegłego wieku. Podobnie było z systemami monitorowymi.
Na początku... nie było ich w ogóle – ot muzycy słyszeli, co grają z własnych „piecyków” i/lub nagłośnienia, które służyło też publiczności. Potem pojawiły się pierwsze pomysły, aby zwłaszcza wokaliści mogli dobrze słyszeć się podczas koncertu, tak więc zaczęto stosować zupełnie oddzielne zestawy głośnikowe tylko dla wykonawców na scenie. W końcu realizacja monitorów stała się osobną, często wcale nie łatwiejszą niż „robienie przodów” sztuką, toteż nie dziwi, że w tym celu produkuje się osobne, specjalne miksery czy zestawy głośnikowe. Urządzeniem wykorzystywanym stricte w systemach monitorowych, które nie ma swojego odpowiednika w sprzęcie „przodowym”, są osobiste odsłuchy douszne, do której to kategorii urządzeń zalicza się opisywany w tym artykule system.
PSM 900
to produkt firmy Shure, której raczej nikomu bliżej przedstawiać nie trzeba. Ten specjalista od przetwoików „akusto-elektrycznych”, czyli po prostu mikrofonów, idąc z duchem czasu wyspecjalizował się również w produkcji wysokiej klasy systemów bezprzewodowych. Nie tylko tych działających „ze sceny”, ale również „do sceny”, tj. bezprzewodowych systemów odsłuchu dousznego. Każdy kto choć próbował kiedyś zbudować swoje własne „radyjko” wie, że zabawa z techniką w.cz. nie jest łatwa, a co dopiero gdy kończy się zabawa, a na scenę wkracza profesjonalizm. Robi się jeszcze „weselej”, gdy nie tylko trzeba transmisją radiową przesłać „cokolwiek”, ale musi to być dźwięk wysokiej jakości, i do tego w taki sposób, by transmisja była pewna, a przy tym nie zajmowała pasma o zbyt dużej szerokości. A gdy chce się tego dokonać w taki sposób, by przekaz radiowy był jakościowo porównywalny z... kablem, robi się naprawdę gorąco. Problemów bowiem jest kilka
PROBLEM PIERWSZY – KONIECZNOŚĆ PRZENIESIENIA SYGNAŁU STEREO
czyli tak naprawdę dwóch, w dużym stopniu „niezależnych” kanałów audio. Nie da się ich tak po prostu zsumować, gdyż w odbioiku otrzymamy sygnał mono, a nawet i to nie do końca. Nie będziemy też stosować w jednym urządzeniu dwóch modułów nadawczo- odbiorczych, gdyż to byłoby nieekonomiczne. Rozwiązaniem tego problemu jest koder stereo (i na razie niech to wystarczy).
PROBLEM DRUGI – ZAKRES PRZENOSZONYCH CZĘSTOTLIWOŚCI
Im szersze pasmo chcemy przenieść, tym szersze będzie nam potrzebne pasmo radiowe. A im szersze będzie pasmo radiowe dla pojedynczego sygnału (kanału) audio, tym mniej ich zmieścimy w zakresie, w jakim pracuje nasz system. Póki korzystamy na scenie z 2-3 systemów, nie ma problemu, ale co jeśli musimy wykorzystać 20 albo więcej takich systemów na jednym koncercie? Nie pozostaje nic innego, jak ograniczyć pasmo, tak więc zamiast dwóch „tradycyjnych” dwudziestek (od 20 Hz do 20 kHz) współczesne systemy bezprzewodowe pracują przeważnie w zakresie mniej więcej 70 Hz-15 kHz, albo i węższym. Oczywiście, dopóki jest to bezprzewodowy system mikrofonowy, nie ma z tego powodu wielkiej tragedii, ale gdy transmisja ma odbywać się w drugą stronę, tj. od konsolety do wykonawcy, dobrze byłoby, aby mógł on słyszeć w swoich słuchawkach pełne pasmo, a przynajmniej nie gorsze niż 40 Hz-16 kHz. Co z rozwiązaniem? Na razie przejdźmy do
PROBLEMU TRZECIEGO – ZAKRES DYNAMIKI
Nie da się niestety tak po prostu „przepuścić” sygnału audio z jego pełną dynamiką przez kanał radiowy. Ograniczenia w szerokości pasma oraz dodatkowe „atrakcje” w postaci szumów dodawanych podczas transmisji do sygnału użytecznego sprawiają, iż aby uzyskać w odbioiku sensownej jakości sygnał audio (z dynamiką przynajmniej 100 dB i pasmem szerszym, niż używane w radiofonii) nie obejdzie się bez zastosowania kompandera. Kompander to tak naprawdę nieco „fikcyjne” urządzenie. Czemu fikcyjne? Ano dlatego, że w zasadzie... nie istnieje! Składa się on bowiem z dwóch osobnych modułów (kompresor i ekspander), wchodzących w skład dwóch oddzielnych urządzeń (nadajnika i odbioika). O kompresorze piszemy obszeie w artykule „Procesory dynamiki”, a ekspander to nic innego jak „odwrotność” kompresora – urządzenie, które sygnały mocniejsze przenosi bez zmian, zaś słabsze wzmacnia ze wzmocnieniem mniejszym od 1. Jak nam z zakresem dynamiki może pomóc kompander?
W nadajnikach kompresor „ściska” materiał wejściowy, w większości rozwiązań ze stałym współczynnikiem „ratio”, wynoszącym ok. 2:1. Dzięki temu zamiast 100 dB otrzymujemy 50 dB, które już bez większych problemów „przepchniemy” przez wąskie gardło, jakim jest pasmo radiowe z modulacją FM. Jak widać, nic na tym nie tracimy, gdyż w odbioiku, po ekspanderze, wracamy do naszych 100 dB. Czy aby na pewno nic nie tracimy?
PROBLEM CZWARTY – ARTEFAKTY ZWIĄZANE Z PRACĄ KOMPANDERA
Nie ma urządzeń idealnych, toteż każdy kompander również powoduje zniekształcenia sygnału. Jeśli weźmiemy kompresor o stałym współczynniku kompresji dla całego zakresu dynamiki sygnału, nie unikniemy pewnych niepożądanych efektów. Jednym z nich jest efekt zwany z angielska „breathing”, przetłumaczone – zresztą dosłownie – na polski jako „oddychanie”. Pisałem o tym w artykule o procesorach, więc tutaj tylko króciutko – polega on na podnoszeniu i opadaniu poziomu tła wraz z przebiegiem sygnału. Jest on słyszalny wyraźnie np. przy cichej grze na gitarze basowej, gdy wraz z niskim dźwiękiem gitary pojawia się delikatny szumek, modulowany w takt zmian poziomu sygnału użytecznego.
Problemów z pracą i użytkowaniem systemów bezprzewodowych jest więcej, ale dość tych „gorzkich żali”, wszak nie jest to artykuł o problemach z systemami bezprzewodowymi i sposobach ich rozwiązywania. Chociaż... wracając do naszego bohatera, trzeba powiedzieć, że nowy PSM 900 doskonale poradził sobie z większością z nich. Przyglądnijmy mu się więc (wreszcie!) nieco bliżej i zobaczmy jak inżynierowie firmy Shure poradzili sobie z opisanymi wcześniej i innymi niedoskonałościami bezprzewodówek.
SHURE AUDIO REFERENCE COMPANDING
Pod tą nazwą kryje się zupełnie nowy, opracowany od podstaw kompander (stosowany zresztą obecnie we wszystkich systemach bezprzewodowych Shure’a, od UHF-R do PGX włącznie). Badania wykazały, że przez 80% czasu trwania standardowego, nieskompresowanego materiału muzycznego (czyli np. granie na żywo) dynamika sygnału nie przekracza 40 dB. Dlatego w nowym kompanderze zastosowano zmienny stopień kompresji – do 40 dB sygnał jest przepuszczany bez żadnych ingerencji, ze wzmocnieniem 1:1, powyżej tej wartości dopiero zaczyna pracować kompresor (w jednym z materiałów na niemieckiej stronie Shure zlazłem informację, że z ratio 5:1, zaś u samej „góry” działając jak limiter). Tak więc tylko pozostałe 20% sygnału poddawane jest kompresji, a do tego są to dźwięki głośne, dzięki czemu pozbyto się efektu „breathing”. „Dziewięćsetka” ma też na pokładzie zupełnie nowy koder stereo, dzięki czemu oferuje szersze pole stereo, z dużą separacją między kanałami, oraz lepszą klarowność dźwięku.
Połączenie tych dwóch układów daje w efekcie czysty i precyzyjny dźwięk, porównywalny z przekazem po kablu. I faktycznie – po pierwsze, można ze strony producenta ściągnąć sobie wykres odpowiedzi impulsowej mikrofonu Beta 87A, przepuszczonego przez kabel, system z kompanderem o stałym współczynniku kompresji oraz przez PSM-a. Rzeczywiście, charakterystyki pierwszego i trzeciego przypadku wyglądają niemal identycznie, podczas gdy w przypadku drugim różnica jest znaczna, już na pierwszy rzut oka widoczna. Oczywiście, można nie wierzyć temu, co publikuje producent, choć tak renomowaną firmę trudno posądzać o oszustwo czy naciąganie wyników (i klientów).
Ale nawet jeśli, to zawsze pozostają... własne uszy. I jeśli o mnie chodzi, wrażenia odsłuchowe są faktycznie niesamowite (oczywiście trzeba mieć do dyspozycji dobre słuchawki). Przełączając wtyczkę słuchawek między gniazdem w odbioiku a nadajniku trudno usłyszeć jakąkolwiek różnicę – niedowiarków zachęcam, aby poprosili kogoś znajomego, kto pomoże im to sprawdzić na zasadzie „ślepego testu” – wiadomo, czego oczy nie widzą... Jeśli o mnie chodzi do brzmienia systemu nie mam najmniejszych zastrzeżeń, wręcz przeciwnie – jest za co pochwalić projektantów systemu.
NIE TYLKO BRZMIENIE
Oczywiście, brzmienie to bardzo istotna sprawa, ale na tym zalety PSM 900 się nie kończą – jest ich jeszcze naprawdę sporo i sam nie wiem od czego teraz zacząć. Może najpierw od tego, co widać. Nadajnik P9T, jak to nadajnik – szerokość połowy raka z możliwością zamontowania w takowym w parze z drugim „kolegą”. Na plus natomiast trzeba zapisać możliwość podpięcia anteny zarówno z tyłu urządzenia, jak i z przodu, choć akurat w moim przypadku było to bez znaczenia, gdyż do testu otrzymałem zestaw składający się z dwóch systemów i combinera antenowego. Kolejnym plusem nadajnika jest duży i czytelny wyświetlacz czterolinijkowy oraz bardzo ważny przycisk. Obok oczywistego wyłącznika zasilania znajduje się bowiem drugi „prztyczek” (RF Mute), pozwalający na odłączenie modułu RF, czyli tak naprawdę wyłączenie transmisji radiowej, np. na czas konfiguracji systemu (bez zakłócania środowiska RF).
Bardzo przejrzyście zaprojektowany jest też panel przedni P9T – znajduje się na nim to, co niezbędne. Oprócz więc wspomnianych wyłączników mamy tu gniazdo słuchawkowe z regulacją głośności, okienko transmisji w podczerwieni, z przyciskiem „sync”, gałkę Menu do wyboru i edycji parametrów konfiguracyjnych, którą wspomagają w tym dwa podświetlane przyciski „enter” i „exit” (których znaczenia chyba nie trzeba omawiać). A’propos tych przycisków – odniosłem wrażenie, że są one zbyt „twarde”. Owszem, nie mogą reagować na delikatny nacisk, aby przypadkiem ktoś nie namieszał w konfiguracji systemu, ale jak na mój gust, są trochę zbyt „opoe” i wymagają naprawdę mocnego naciśnięcia. Może się czepiam, ale przy pierwszych próbach ich wciśnięcia zacząłem na poważnie zastanawiać się, czy aby wszystko z nimi w porządku.
Potem, kiedy już stwierdziłem w czym rzecz, po prostu od razu przystępowałem do akcji z nimi „z pozycji siły” i nie było już większych problemów ze współpracą z ich strony. Został nam jeszcze wspomniany już wcześniej wyświetlacz, obok którego znajdziemy diodowy wskaźnik sygnału wejściowego (osobno dla kanału prawego i lewego) z 4 diodami zielonymi, 3 żółtymi (z których, przy prawidłowym wysterowaniu urządzenia, jedna może świecić ciągle, a pozostałe dwie tylko okazyjnie błyskać) oraz czerwona dioda CLIP. Skrajnie zaś z lewej strony panelu znajdują się (i bardzo dobrze, że są) dwa przyciski, dzięki którym mamy natychmiastowy dostęp do regulacji poziomu sygnału wejściowego PSM-a, która –niezależnie od tego czy z konsolety dostajemy zbyt duży, czy zbyt mały sygnał – pozwala na takie ustawienie poziomu, aby na wyświetlaczu obok odpowiadał on temu opisanemu wcześniej.
Z tyłu nadajnik jest jeszcze bardziej „nieciekawy”, jak z przodu, ot wszelkie niezbędne gniazda – zabezpieczone nakrętką gniazdo zasilania (z dołączonego zasilacza lub np. z combinera antenowego z wbudowanym dystrybutorem zasilania), gniazda wejściowe kanału lewego i prawego (Combo Neutrika), dwa gniazda LOOP OUT (Jack 1”), pozwalające na przesłanie sygnału wejściowego do drugiego nadajnika albo innego urządzenia, oraz gniazdo BNC anteny.
Jeszcze mniej do „zabawy” mamy w odbioiku P9R. Od góry patrząc – możemy przykręcić antenę, bardzo zresztą giętką, a jednocześnie odpoą na wyginanie, włączyć odbioik i ustawić poziom głośności w słuchawkach (tym samym regulatorem), no i oczywiście podłączyć do gniazda Jack 1/8” nasze słuchawki. Z przodu urządzenia mamy wyświetlacz z dwoma przyciskami (do czego służą – za chwilę), a po otwarciu klapki baterii możemy wejść w Menu urządzenia (enter), aby dokonać jego konfiguracji (i tutaj już przydadzą nam się przyciski pod wyświetlaczem) lub z niego wyjść (exit). Pozostało nam jeszcze okienko transmisji podczerwieni do synchronizacji z nadajnikiem (i tak też opisane – sync) oraz przycisk, za pomocą którego możemy dokonać skanowania pasma (scan).
A jeśli już jesteśmy przy odbioiku, nie można nie wspomnieć, że jest on bardzo solidnej, aluminiowej konstrukcji, dzięki czemu – oraz dzięki naprawdę niewielkim rozmiarom, a przede wszystkim grubości – waży całkiem... mało, konkretnie 200 g wraz z bateriami. Skoro kwestie zapoznawcze mamy już za sobą, czas przejść, a w zasadzie wrócić do jego
FUNKCJI I MOŻLIWOŚCI
Nie wdając się już w szczegóły „anatomiczne” ani obsługowe – bo od tego jest przecież instrukcja użytkowania – wymienię jeszcze inne aspekty, dla których warto rozważyć zakup tego urządzonka. Przede wszystkim staranne zaprojektowanie układu nadawczego, ze szczególnym naciskiem położonym na wykonanie precyzyjnych filtrów RF i na zachowanie dużej liniowości charakterystyki, zaowocowało zredukowaniem zniekształceń intermodulacyjnych, co z kolei przełożyło się na możliwość jednoczesnej pracy aż 20 urządzeń w paśmie o szerokości 36 MHz.
Jeśli jesteśmy przy module RF, trzeba wspomnieć, iż system pozwala na wybór spośród trzech wartości mocy nadajnika – 10/50/100 mW – przy czym ostatnia wartość jest zastrzeżona dla tych, którym regulacje regionalne pozwalają na używanie tak dużej mocy. PSM 900 wyposażony jest także w system automatycznej kontroli czułości sygnału radiowego, która wykrywa skoki tegoż sygnału (np. w sytuacji szybkiego przybliżenia się odbioika do nadajnika) i płynnie redukuje czułość odbioika, zabezpieczając go przed przesterowaniem.
Nie mogło też zabraknąć funkcji Scan RF, która może nie jest niczym „wystrzałowym” – wszak obecnie prawie każdy „szanujący się” system bezprzewodowy oferuje funkcje skanowania pasma i wyboru wolnych, niezakłóconych częstotliwości – jednak w PSM-ie funkcja ta jest nieco bardziej rozbudowana, niż zwykle. Krótkie przyciśnięcie przycisku Scan w odbioiku działa jak zwykle – wyszukuje pierwszą wolną częstotliwość i czeka na zsynchronizowanie z nadajnikiem, tzn. przesłanie jej za pomocą podczerwieni do P9T. Wystarczy tylko przybliżyć oba urządzenia do siebie, tak aby widziały swoje okienka IR, i nacisnąć przycisk Sync w nadajniku.
Dłuższe, ok. 2-sekundowe naciśnięcie przycisku Scan sprawia, że skaner przeszukuje całe dostępne pasmo, wybierając najlepsze pasmo dla grupy urządzeń (Group Scan), co zajmuje odbioikowi dosłownie chwilę, nie dłużej niż 5 s. Po przeskanowaniu pasma P9R znów przechodzi w tryb gotowości do przesłania do nadajnika częstotliwości pierwszej z wybranych dla grupy. Po dokonaniu tego, gdy chcemy znaleźć kolejną wolną częstotliwość w obrębie wybranej grupy, wystarczy tylko krótko nacisnąć Scan w odbioiku, a ten wybierze takową i będzie gotowy do przesłania jej do kolejnego nadajnika. W ten sposób można wyszukać „czyste” kanały dla kilkunastu nawet urządzeń i szybko przesłać je do kolejnych nadajników.
Na koniec pozostaje zestroić tak skonfigurowane nadajniki ze „swoimi” odbioikami, co dokonuje się podobnie, jak wcześniejszą „przesyłkę”, z tym że odwrotnie. Bez wciskania już przycisku Scan w odbioiku zbliżamy urządzenia okienkami IR i naciskamy Sync w nadajniku. Po chwili ustawiona w nadajniku częstotliwość zostanie przesłana do odbioika i... po sprawie.
UŁATWIENIA UŻYTKOWNIA
Na tym plusy nowego PSM-a się nie kończą. Aby ułatwić współpracę z różnymi mikserami (o różnych poziomach operacyjnych wyjść), w Menu nadajnika mamy możliwość wybrania czułości wejściowej między formatem profesjonalnym (+4 dBu) a konsumenckim (-10 dBV). Dalsze wysterowanie urządzenia dokonujemy już za pomocą wspomnianych klawiszy na panelu czołowym. W Menu możemy również zdefiniować czy sygnał wyjściowy ma być w formacie Mono, Stereo, czy MixMode. Dwa pierwsze są oczywiste i chyba nie wymagają objaśnienia, natomiast trzeci pozwala na przesłanie do odbioika artysty dwóch różnych sygnałów (osobno dla wejścia L i R), które następnie użytkownik może sobie sam „zmiksować” w dowolnych proporcjach, do czego służą klawisze pod wyświetlaczem P9R.
Ale największym „hitem” jest tryb Cue-Mode. Cóż to takiego? Do tej pory realizator, który chciał podsłuchać, co tak naprawdę słyszą artyści na scenie w swoich odbioikach, musiał dysponować kompletem (czyli tyloma, ile jest używanych na scenie) odbioików, każdy zestrojony z innym nadajnikiem. Następnie wyjścia tych odbioików poprzez jakiś przełącznik podawane były na słuchawki realizatora, który to – niczym kowboj nabojami – opasywał się tym zestawem odbioików i za pomocą przełącznika wybierał, co w danym momencie chce podsłuchać (w innej wersji mógł np. taką baterię odbioików spiąć taśmą w jeden wielki „magazynek”).
CueMode uwalnia realizatora od konieczności dysponowania drugim setem odbioików, spinania ich i łączenia w jeden przełączany sygnał. Ustawiając w Menu tryb CueMode możemy wgrać do jednego tylko odbioika częstotliwości maksymalnie 20 nadajników, które następnie, za pomocą przycisków pod wyświetlaczem, wybieramy z listy i podsłuchujemy – o wiele bardziej proste i na pewno tańsze rozwiązanie, niż do tej pory stosowane.
Dla formalności dodam jeszcze, że system oferuje również przełączane podbicie wysokich tonów w zakresie 10 kHz, o 3 lub 6 dB (plus oczywiście wyłączenie tegoż podbicia).
Trzeba jeszcze napisać słów kilka o zasięgu systemu. Producent podaje, iż – w zależności od otoczenia – niezakłócony zasięg pracy PSM 900 to ok. 100 m. Sprawdziliśmy – producent niestety trochę nas oszukuje, w rzeczywistości jest nawet więcej! Nasze testy wykazały, że z powodzeniem można przyjąć wartość 150 m, zwłaszcza że nadajnik znajdował się w pomieszczeniu, a więc odbioik z nadajnikiem nie „widziały” się bezpośrednio – między jednym a drugim była co najmniej jedna przeszkoda. Pomimo tego, przy stacjonaym usytuowaniu odbioika (a więc stojąc w miejscu i nie przemieszczając się) sygnał docierał do niego nawet z odległości ponad 250 m, choć pomiędzy urządzeniami było już znacznie więcej „przeszkód”, niż tylko jedna ściana. Można więc założyć, że w przestrzeni otwartej z powodzeniem da się wykorzystywać PSMa do 150 m, a nawet – w sprzyjających warunkach – jest w stanie w miarę stabilnie pracować do 200 m.
WADY
No dobrze, znamy już cały „bezlik” zalet nowego systemu dousznego Shure’a, ale czy w takim razie jest to system bez wad? No cóż, nic nie jest bez wad, więc i pewnie tutaj też coś się znajdzie... aczkolwiek oprócz dość „twardych” (w moim mniemaniu) przycisków „enter” i „exit” nadajnika nic specjalnie nie przychodzi mi na myśl. Może nie tyle do wad, co do małych minusów zaliczyć można „bateriożeość” odbioika. I faktycznie, spośród konkurentów PSM 900 nie wyróżnia się raczej jakąś szczególnie długą praca na jednym zestawie baterii, można nawet rzec, że na tym tle wypada raczej blado. Ale z drugiej strony spore możliwości systemu (szczególnie jeśli chodzi o pracę zaawansowanego, jakby nie było, kompandera) też muszą „kosztować”, w tym przypadku w sensie apatytu na prąd.
Producent podaje, że przy ciągłej pracy baterie są w stanie wytrzymać 5-7 godzin, co nie jest wynikiem imponującym i, szczerze mówiąc, bliżej mu do tej pierwszej wartości niż drugiej. Z drugiej strony rzadko będziemy mieć do czynienia z koniecznością ponad 5 godzin nieustannej pracy odbioika, a poza tym tryb CueMode pozwala mieć w rezerwie jeden czy dwa urządzenia, które – w razie wyczerpania się baterii czy innych problemów – można szybko podmienić, bez konieczności biegania do stanowiska z nadajnikami i strojenia rezerwowego P9R z właściwym nadajnikiem – to następna zaleta trybu CueMode.
I już naprawdę kończąc, kilka zdań o funkcji Squelch. Wiadomo do czego służy – wytłumia nam sygnał w przypadku „zerwania” transmisji lub kiepskiej jakości sygnału RF. W systemach monitoringu osobistego może to pojawiać się nawet częściej, niż w mikrofonach bezprzewodowych, gdyż w przypadku tych pierwszych zawsze mamy jeden tor transmisji – praca w trybie true diversity jest po prostu niemożliwa z uwagi na ewentualną niewielką odległość między antenami odbioika (abstrahując już od tego, że wtedy jego rozmiar musiałby też się sporo zwiększyć, przez co stałby się on mało praktyczny).
INFORMACJE: Zakres częstotliwości: 470-952 MHz Szerokość pasma: 36 MHz Pasmo przenoszenia: 35 Hz-15 kHz Stosunek sygnał/szum: >90 dB(A ważony) Zniekształcenia harmoniczne: <0,8% (dewiacja ±34 kHz)
|
W większości systemów bezprzewodowych zanikaniu sygnału RF towarzyszą nieprzyjemne artefakty w postaci pojawiania się coraz głośniejszego szumu wraz z „gaśnięciem” sygnału, a tuż przed całkowitym odcięciem sygnału audio potrafi ten szum często mocno „dać po uszach”. Nie jest to miłe dla słuchaczy, jeśli zasięg zacznie gubić mikrofon używany na scenie, w przypadku monitorów osobistych, gdy gra on bezpośrednio do ucha, jest to nie tylko niemiłe, ale wręcz niebezpieczne dla słuchu. Dlatego projektanci systemu PSM 900 postanowili temu zaradzić, opracowując – jak im się zdawało – idealny squelch. Po prostu jeśli sygnał spadanie poniżej pewnego ustalonego progu, następuje natychmiastowe odcięcie sygnału audio (podobnie działa funkcja squelch w cyfrowym systemie bezprzewodowym AKG DMS 700). I tutaj zamiast, zdawałoby się, zasłużonych pochwał na głowy tychże inżynierów posypały się gromy z ust nieprzygotowanych do takiego „luksusu” artystów. Efekt ten odbiega na tyle od tego, do czego przyzwyczaili się dotychczas, iż nieprzygotowanemu na to artyście zdawać się może, że albo padł mu odbioik, albo realizator wymutował mu jego miks na konsolecie (lub coś w ten deseń). Jak to może rozproszyć np. wokalistę, nie chcę sobie nawet wyobrażać. I tak z plusa zrobił się minus. Czy aby na pewno?
Otóż nie, jest i na to rada. Funkcja Squelch w PSM 900 ma pięć ustawień – high, mid, low, pilot only i off. W trzech pierwszych przypadkach zadziałanie funkcji zależne jest od poziomu sygnału – najbardziej „rygorystycznie” jest w ustawieniu high, gdzie nawet lekkie pogorszenie sygnału audio sprawia, że jest on momentalnie mutowany. I, niestety, jest to ustawienie domyślne, toteż jeśli ktoś nic z tym „fantem” nie zrobi, może mieć potem bliskie, acz niemiłe spotkanie po koncercie z użytkownikiem tak skonfigurowanego systemu. Pomiędzy high a mid tak naprawdę nie ma wielkiej różnicy, nieco lepiej jest już przy ustawieniu na low – słychać dość wyraźnie pogarszanie się jakości sygnału wraz z zanikaniem sygnału RF, a więc jest czas na zareagowanie, np. robiąc krok czy dwa z miejsca, gdzie występuje drop. W pozycji off, jak łatwo się domyślić, squelch jest wyłączony, a więc sygnał audio gra nam do końca, nawet jeśli już praktycznie w ogóle go nie słychać, przy czym trzeba przyznać, że towarzyszący temu szum jest minimalny i z powodzeniem da się pracować przy wyłączonym squelchu. Ja jednak osobiście poleciłbym ustawienie „pilot only”, gdyż w tym przypadku wyłączenie audio następuje tylko wtedy, gdy odbioik zgubi nawet sygnał pilota, czyli kiedy jest już naprawdę źle. Nie na tyle jednak, aby znacznie uprzykrzało to życie użytkownikowi, z drugiej strony zanikanie sygnału jest wyraźnie słyszalne i pozostawia sporo czasu na reakcję „obronną”.
Tak czy siak, sprawdźcie sami albo na próbie wybierzcie kilka ustawień i uzgodnijcie z wykonawcą, który przypadek jest dla niego najbardziej „jadalny”, ale raczej nie dajcie do ręki nieprzygotowanemu na taki efekt artyście odbioika z funkcją squelch ustawioną domyślnie (high).
Piotr Sadłoń
Więcej informacji o systemie PSM 900 oraz innych produktach firmy Shure na stronie producenta: www.shure.com i polskiego dystrybutora: www.polsound.pl.