Allen & Heath dLive C1500

2017-10-12

Po latach bojów wszelakich – ze sprzętem (że nie ma takich możliwości, jakbym chciał, a w dodatku ciężki, jak słoń, i wielki, jak stodoła), z ekipami (że im się nie chce i zrzędliwe jakieś są), z czasem (że go ciągle za mało) czy z organizatorem (mówiącym, że „nie tacy już tu grali”) – postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i zostać samowystarczalnym.

Ponieważ z natury jestem leniwy, pomyślałem, że potrzebuję sprzętu małego i lekkiego, ale wyposażonego w odpowiednią liczbę kanałów i stosowną do moich potrzeb moc obliczeniową, żebym nie musiał jakoś specjalnie kombinować.

Tu słowo wyjaśnienia. Moja praca nie wymaga skomplikowanych i rozbudowanych rozwiązań – zwykle pracuję jako realizator FOH/MON, oprócz miksu głównego zapewniam muzykom 6 torów stereofonicznych IEM, dodatkowy tor low-end dla bębniarza i, czasami, jakiś wedge lub dwa. Ogólnie rzecz biorąc, na co dzień potrzebuję ok. 36 fizycznych inputów, 100 kanałów wewnętrznych miksera, ok. 12 efektów i 20 fizycznych outputów z deski oraz możliwość wielośladowego nagrywania.

Ze względu na to, że ciężko byłoby mi skoncentrować się na miksie FOH i MON jednocześnie, poszczególne miksy MON są zwykle „ukręcone” wcześniej, a muzycy mają możliwość samodzielnego korygowania podstawowych parametrów miksu za pomocą tabletów lub innych urządzeń zewnętrznych, podłączonych do sieci systemu miksującego. Takie rozwiązanie sprawdza się, jeżeli w użyciu są zawsze te same instrumenty, mikrofony i DI-boxy, a muzycy mają jakiekolwiek doświadczenie w pracy z proporcjami lub po prostu przeszli odpowiednie przeszkolenie.

Szukając rozwiązania dla siebie brałem pod uwagę:
– parametry miksera (liczba wejść/wyjść/szyn/efektów/moc obliczeniowa),
– możliwość rozbudowy sieci w celu zdalnego sterowania poszczególnymi miksami przez kilka urządzeń zewnętrznych,
– rozmiar i wagę systemu,
– możliwości rozbudowy (korzystam z serwera Waves, robię czasami nagrania wielośladowe, które wymagają 64 wejść i 32 wyjść)
– solidność wykonania (nigdy nie wygrałem w totka i chciałbym, żeby sprzęt posłużył parę lat)
– oczywiście cenę
– tzw. „brzmienie deski” – cokolwiek to znaczy…

Pod uwagę zostały wzięte: Midas Pro1, Soundcraft Vi1, Soundcraft Performer2, DiGiCo SD11 Stealth Core2, Waves Live oraz Allen & Heath dLive C1500 + CMD32 – deski z różnych półek (zarówno brzmieniowych, jak i cenowych), ale co tam, sprawdzić nie zaszkodzi.
Chociaż pod względem możliwości deski i całego systemu DiGiCo i Waves nie mają sobie równych w tej grupie, to po krótkich testach bez wahania nabyłem system dLive. Poniżej wyjaśniam, dlaczego.

PROCESSING


Początkowo, jako nałogowy użytkownik pluginów Waves, chciałem użyć dLive’a wyłącznie w roli „mainframe” – opierając się całkowicie na processingu Wavesa. Obecnie buduję miks, opierając się głównie na możliwościach, które oferuje sam dLive, podpierając się Waves’ami tylko tam, gdzie jest to niezbędne.

Tu kilka słów na temat toru audio systemu dLive.

PRZEDWZMACNIACZ


Już w sekcji przedwzmacniacza czeka na użytkownika miła niespodzianka: producent stołu daje możliwość zainsertowania tuż za preampem algorytmu „dual stage valve”, który może emulować działanie pojedynczej/podwójnej pentody i/lub triody. Nie będę tu opisywał, na czym polega działanie wzmacniacza z podwójną triodą czy pentodą – od tego jest odpowiednia literatura – chcę się skupić na subiektywnych wrażeniach słuchowych i wnioskach prowadzących do możliwości użycia tego konkretnego algorytmu w praktyce. W algorytmie dLive’a przy średnich i nieco wyższych poziomach i wyższej saturacji zastosowanie pentody daje wrażenie przyjemnej, delikatnej kompresji czy wygładzenia sygnału, z możliwością dodania „powietrza” – czyli wysokich częstotliwości za pomocą funkcji HF BOOST. Symulacja przestaje sobie radzić przy wysokim poziomie sygnału z dużą zawartością środka, ale cóż, nie można mieć wszystkiego. Trioda w mojej ocenie jest odwzorowana znacznie lepiej, dając użytkownikowi przy wyższym nasyceniu możliwość kreacji przeróżnych, dobrze brzmiących overdrive’ów, szczególnie przy kombinacji „double triode”.

HPF/LPF


Podstawowe filtry są dość łagodne, jak najbardziej użyteczne. Na uwagę zasługuje możliwość wyboru nachylenia filtru HPF – funkcja bardzo przydatna, kiedy chcemy radykalnie pozbawić tor niskich częstotliwości, nie angażując w to equalizera.

EQ


Krótko: precyzyjne i efektywne – przypomina mi się eq w takich stołach, jak lubiany przez wszystkich Venice. Można się spierać na temat brzmienia, szczególnie jeśli chodzi o wysokie częstotliwości, ale nie będę się czepiał. Do gustu przypadł mi equalizer graficzny z możliwością wyboru 4 krzywych działania – daje naprawdę spore pole manewru, zarówno na matrycy, jak i na wedge’ach.

GATE


Gate, jak gate – działa i wszystko ma na miejscu (łącznie z side chainem).

KOMPRESOR


Bardzo spodobała mi się idea przywoływania w tym miejscu toru audio różnych modeli kompresorów przygotowanych przez programistów Allen & Heath.

I choć na razie model „76”, który jest moim ulubionym kompresorem studyjnym, w studio nie wytrzymuje porównania z algorytmem Waves’a czy znaną wszystkim repliką UA, pozostałe modele (opto, dbx160 i dbx160X) działają naprawdę świetnie. Dodatkowo, choć to bez znaczenia dla toru audio, osoby takie jak ja – wychowane na szafach z outboardami – docenią analogowy, przyzwoity „touch” interfejsu graficznego tej sekcji.

INPUTY, AUXy, GRUPY, MATRYCA


I tu jest to, co lubię. Podobnie jak w DiGiCo czy Digidesign, architektura stołu jest otwarta – bierzesz to, czego potrzebujesz, a do dyspozycji masz 128 inputów i 64 outputy. Moje uznanie zdobyła również możliwość definiowania kanałów stereo, oszczędzająca miejsce w desce.

Do zdecydowanych minusów należy brak możliwości separacji gainów (a przynajmniej wprowadzenia funkcji trim czy balance) dla kanałów stereo oraz przymus definiowania tych kanałów jedynie wg. patteu „nieparzysty-parzysty”, co uniemożliwia uzyskanie kanału stereo z inputów np. 2 i 3. Jest to rzecz utrudniająca życie przy pracy „z doskoku”, przy pracy z „własnym” zespołem nie ma znaczenia – wystarczy odpowiednio napisać inputlistę.

EFEKTY


Reverby zaprojektowane dla dLive’a są jak najbardziej użyteczne – w mojej ocenie na głowę biją hałaśliwe i metaliczne algorytmy DiGiCo, przegrywają natomiast z algorytmami, które znamy z Soundcraftów Vi.

Na uwagę zasługują efekty modulacyjne – producent zaimplementował całą gamę autentycznie klasycznie brzmiących chorusów, flangerów i im podobnych. Dopracowana jest też sekcja Dly, dająca użytkownikowi spore możliwości kreacji – szczególnie użyteczne w nowoczesnych stylach muzycznych.

Gwiazdą sekcji jest deeser, działający na zasadzie detekcji sybilantów w ramach pewnej grupy kontrolnej, co zwiększa zdecydowanie jego efektywność przy pracy z dynamicznym, nierównym sygnałem. Zakałą jest jedynie transient designer, który powinien być usunięty z biblioteki – a może po prostu trans-x firmy Waves, którego używam jest nie do przebicia...

Na uwagę zasługuje również fakt, że silnik efektowy umożliwia użycie 16 efektów stereo jednocześnie, dając realizatorowi olbrzymi komfort pracy.

DYN8


Wielce przydatnym, bardzo „muzycznym” narzędziem jest sekcja DYN8, udostępniona przez producenta stosunkowo niedawno w jednym z upgrade’ów. Jest to nic innego, jak fuzja czteropasmowego kompresora i czteropasmowego equalizera dynamicznego (ci, którzy znają algorytm C6 Waves’a, będą od razu wiedzieli, o co chodzi). dLive umożliwia jednoczesne użycie nie mniej niż 64 instancje tego algorytmu w ramach jednej sceny.

Należy zaznaczyć, że użycie tego algorytmu nie zwiększa ogólnej latencji systemu, która pozostaje na poziomie 0,7 ms. Co to daje? Ano bardzo dużo, bo można bezkaie ładować Dyn8 na grupy, na sumę i gdziekolwiek jeszcze dusza zapragnie. Daje to nieskończone wręcz możliwości kreacji barwy instrumentów i całych grup. Dla mnie jest to właściwość szczególna, pozwalająca na łatwe i szybkie okiełznanie systemów P.A., które przy niższych poziomach grają miękko i ładnie, a przy wyższych zaczynają być, delikatnie mówiąc, krzykliwe.

W sytuacji gdy kapela gra bardzo dynamicznie (czyli nie tyle głośno, co z dużym ambitusem głośności), dynamiczna korekcja/kompresja daje możliwość uzyskania wrażenia „takiego samego” czy „tak samo miękkiego” miksu bez względu na poziom głośności.

SIEĆ/APLIKACJE REMOTE/ ROZSZERZENIA


Najczęściej używana przeze mnie sieć składa się z: C1500, CDM32, routera Netis, kontrolera IP8, 5 iPadów mini (z aplikacją OneMix), 1 iPada Air (z aplikacją MixPad) – sieć ta pracuje w plenerach, salach koncertowych i klubach, przy różnych poziomach „zapchania” eteru i różnym napięciu w sieci.

Sieć wywaliła mi się raz (na 46 koncertów), i to całkowicie z mojej winy (popełniłem błąd konfiguracyjny).

Ponadto aplikacje remote (OneMix do kontroli pojedynczych miksów i MixPad do kontroli większości funkcji miksera) są napisane bardzo dobrze, udostępniając użytkownikowi intuicyjny i wygodny interface. W aplikacji MixPad brakuje mi jedynie opcji kontroli mechanizmu Dyn8.

Ogromne możliwości rozbudowy systemu dają expandery DX. Za ich pomocą można rozszerzyć system dLive o dodatkowe analogowe MIC IN/LINE OUT oraz złącza AES3. Ocean możliwości otwiera się przed użytkownikiem także przy wykorzystaniu portów rozszerzeń (każdy port oferuje dwustronną komunikację 128x128, C1500 i CDM32 mają po jednym takim porcie na pokładzie). W moim systemie wykorzystuję jedną kartę Waves3 do komunikacji z siecią Soundgrid, zainstalowaną w C1500 – jak dotąd działa bez zarzutu.

96 kHz CZY 48 kHz?


Nie ulega wątpliwości, że 96 kHz, tylko jakim kosztem? Jeśli na jednej skrętce i bez ograniczania liczby kanałów, to ja bardzo proszę. Zarówno C1500, jak i CMD32 pracują w 96 kHz właśnie tak – na jednej skrętce i bez ograniczenia liczby kanałów. A to dzięki temu, że mix engine dLive’a znajduje się w mixracku CMD32, zaś deska C1500 to tak naprawdę sterownik z pewnymi ograniczonymi funkcjonalnościami audio. Nie miałem jeszcze okazji przetestować pełnej przepustowości systemu (128 in/64 out), ale podczas sesji 32+4 in /16+6 out z wykorzystaniem karty Soundgrid (32 inserty do serwera Waves i 40 śladów rec) system sprawował się świetnie.

SOLIDNA SZTUKA...


Wszyscy pamiętamy twór pod nazwą iLive, i padła już gdzieś nawet propozycja, żeby dLive nie nazywał się dLive, tylko „PRZEPRASZAMY ZA ILIVE”. I nie jest to zły pomysł, bowiem nikt z nas chyba nie wspomina iLive’a z łezką w oku...


Obudowa C1500 jest solidna, enkodery są osadzone sztywno, nie chwieją się, stawiając spory opór podczas obrotu. Na uwagę zasługują możliwości ekranu – chyba jest to pierwszy ekran, na którym widać wszystko doskonale nawet w pełnym słońcu.

Dotyk działa precyzyjnie, odczucia mam podobne, jak przy obsłudze iPada Air. C1500 ma własne podświetlenie LED, które w całkowitych ciemnościach oświetla całą powierzchnię deski. Z mixrackiem jest trochę gorzej – obudowa powinna być z grubszej blachy, ale za to rozmieszczenie gniazd jest dobrze przemyślane – wszystkie gniazda są świetnie oznaczone i zagłębione nieco w racka.

Życie nauczyło mnie, że nie należy ufać nowym produktom, a w szczególności nowemu oprogramowaniu. Można powiedzieć śmiało, że niechęć do nowych rozwiązań w zakresie software’u mam we krwi. Dlatego do dLive’a podszedłem jak do jeża, co – jak się okazało – było zupełnie niepotrzebne. Mimo kilku błędów w softwarze, które znalazłem, system jest bardzo stabilny. Należy mieć tylko nadzieję, że programiści z A&H nie porzucą swojego nowego dziecięcia i upgrade’y softu będą publikowane często z uwzględnieniem uwag użytkowników pojawiających się na forum dLive.

ŁATWOŚĆ OBSŁUGI


Obsługa dLive’a jest prosta, jak budowa cepa lub – może powinienem użyć bliższego mi porównania – jak obsługa Netflixa na iPadzie.

W chwili, w której piszę te słowa mamy czerwiec – światowy miesiąc „Joba”. Jak to zwykle w tym miesiącu bywa, byłem zmuszony ostatnio poprosić o pomoc jednego z moich utalentowanych i litościwych kolegów. Kolega nie miał jeszcze przyjemności pracować z dLivem, więc połączenie ograniczonego czasu próby z koniecznością samodzielnego podłączenia i konfiguracji systemu, mikrofonów i DI-boxów było pewnym wyzwaniem – żeby nie powiedzieć „pakowaniem kolegi na minę”. Okazało się jednak, że jedyna pomoc, której musiałem udzielić, dotyczyła połączeń i konfiguracji. Po uruchomieniu systemu kolega po prostu podszedł do stołu i zaczął kręcić show, nie zadając żadnych pytań dotyczących obsługi deski.

„MIEJ WĄTPLIWOŚĆ…”


...jak mówi Łona. Ilu realizatorów, tyle opinii – i tak przynajmniej być powinno. I niech każdy w spokoju ducha wybierze system, który mu pasuje. Ja po 3 miesiącach pracy i 46 zagranych sztukach powiem tak: mały dLive oszczędza moje uszy, nerwy, kręgosłup, czas i hajs.


I można? Można!

Michał Przytuła


Autor jest realizatorem dźwięku m.in. takich wykonawców jak Kortez, Masha Qrella, Reni Jusis, Daniel Bloom i Tomasz Makowiecki. Więcej informacji o prezentowanym mikserze, pozostałych członkach rodziny oraz innych produktach firmy Allen & Heath na stronie inteetowej producenta: www.allen-heath.com oraz polskiego przedstawiciela: www.konsbud-audio.pl.

INFORMACJE:


Pasmo pracy (+0/-0,8 dB): 20 Hz–30 kHz (mikr./linia-wyj. analogowe)
THD+N: 0,0015 % (mikr./linia-wyj.
analogowe, +16 dBu out)
0,01 % (tor liniowy, -1 dBFS, 1 kHz, A-ważone)
Stosunek sygnał/szum: 92 dB
Headroom: +18 dBu (0 dBFS)
Konwersja A/C i C/A: 24 bity
Delta-Sigma
Częst. próbkowania: 96 kHz ±20 PPM
Latencja: 0,7 ms (MixRack XLR-XLR out)
Zasilanie: 100-240 V/50-60 Hz/110 W max
Wymiary: 485 x 665 x 325 mm
Waga: 18 kg
Cena: info u dystrybutora

Dostarczył:
Konsbud Audio, ul. Gajdy 24
02-878 Warszawa, tel. 22 644 30 38
www.konsbud-audio.pl

Live Sound & Instalation Newsletter
Krótko i na temat, zawsze najświeższe informacje